poniedziałek, 5 września 2016

10. ... dlatego pojedziesz z Johannem


          Ziewnęłam leniwie nie mając najmniejsze ochoty wychodzić z ciepłego łóżka. Wzdrygnęłam się lekko i szczelnie okryłam kołdrą, przy okazji przypominając sobie, że nie zamknęłam na noc okna. Nie otwierałam oczu. Nie sprawdzałam, która godzina. W domu panowała absolutna cisza, z czego wnioskowałam, że musi być jeszcze wcześnie rano, bo gdyby nie, to ktoś już dawno by mnie obudził. Albo tata, który wybiera się do pracy, albo wiecznie stęskniony Johann. Po dłuższej chwili trwania w niewygodnej pozycji, przekręciłam się na drugi bok, chwytając przy tym telefon. Urządzenie prędko rzuciłam na podłogę i ciągnąc za sobą kołdrę udałam się do łazienki. Była jedenasta osiem. Zaspałam na uczelnie, gdzie miałam tylko załatwić formalności i zakończyć ten rok. Jedną ręką szczotkowałam zęby, a drugą próbowałam rozczesać moje zwichrzone włosy. Widząc swoje odbicie w lustrze, załamałam się jeszcze bardziej. Jednak późne chodzenie spać w połączeniu z rannym wstawaniem nie jest czymś dla mnie. Nawet jeśli mój organizm dostanie ośmiogodzinną dawkę snu i będzie w stanie przenosić góry, to psychicznie nadal będę zmęczona...
Do pokoju wpadłam jak poparzona przy okazji potykając się o dywan leżący na korytarzu. Czy kiedyś wspominałam, że muszę go czym prędzej wyrzucić?
Stanęłam w drzwiach garderoby i zgarnęłam to co było najbliżej moich rąk. Kilka rzeczy wypadło z szafek, a jako pedantka musiałam je posprzątać co skradło mi kilka cennych minut. Zgarnęłam jeszcze telefon i mało nie zabijając się na schodach zbiegłam na dół. Ktoś krzątał się po kuchni, a etiudy Beethovena rozbrzmiewały po całym domu. Miód na moje uszy. Jednak pozwoliłam sobie na tak długą drzemkę to teraz mam! Złapałam moje adidasy i założyłam na nogi nie mając pewności czy aby na pewno na odpowiednią stopę. Z impetem otworzyłam drzwi i już miałam zbiec po kilku schodkach na podjazd do białego Jeepa, lecz przed domem stał inny samochód, który ewidentnie na należał do mojego taty. Czerwone BMW opasane białą wstęgą, lakier świecił się jak niejeden brylant, czarne felgi wraz z ''grillem'' dodawały mu drapieżności.
          Stałam jak wryta. Wytrzeszczyłam oczy, a moje serce zabiło szybciej. Przełknęłam ślinę nadal nie mogą ruszyć się z miejsca. Poczułam jak nogi robią mi się z waty. Czy może być lepszy prezent? Chwile letargu przerwało moje racjonale myślenie, które natychmiast nakazywało mi podziękować tacie. Szarpnęłam za klamkę. Kopnęłam moje sandałki przed chwilą wyjęte z szafki, przez co rozjechały się po całym pomieszczeniu. Rzuciłam torebkę w kąt i biorąc głęboki oddech udałam się do salonu. Wypuściłam powietrze z płuc, a na mojej twarzy zagościł szczery uśmiech z lekkim zaskoczeniem.
- Sto lat, sto lat...- usłyszałam. Z kuchni wybiegł Johann trzymający tort, a zaraz za nim tata potykając się o odstający próg. Do moich oczu napłynęły łzy szczęścia. Wielka gula w gardle nie pozwalała na wypowiedzenie ani jednego słowa. Stałam przed nimi jak słup soli, pozwalając by łzy swobodnie spływały po moich policzkach. Poczułam jak napełnia mnie niesamowite ciepło. Ciarki przeszły po całym moim ciele. Pociągnęłam nosem i rzuciłam się na tatę. Nie wiedziałam co mam powiedzieć. Taką niespodzianką sprawili mi ogromną radość. Chyba największą od śmierci mamy...
- Tato, tak strasznie dziękuję!
- Ochh... Nie ma za co. Wszystko dla mojej najukochańszej córeczki.- powiedział ciepłym głosem przytulając mnie mocno do siebie. Chwilę nieopisanej radości zdawały się trwać wiecznie, aż w końcu przypomniałam sobie o istnieniu Johanna i wyswobodziłam się z objęć taty. Podchodząc do Forfanga spojrzałam w jego oczy. Dwa światełka odbijały się od dużych świeczek z numerem dwadzieścia dwa. Uśmiechnęłam się nieśmiało, szepcząc cichutkie dziękuję i wzięłam od niego tort.- Usiądźcie do stołu, zaraz pokroję i...- mówiłam zmierzając w stronę kuchni. Tata jednak sprytnie mnie wyprzedził zabrał ciasto z moich rąk i wysłał w raz z Johannem do salonu, tłumacząc, że on się wszystkim zajmie. Oboje usieliśmy na sofie. Mój mózg kategorycznie domagał się kolejnych godzin odpoczynku, przez co powieki zamykały mi się praktycznie same. Westchnęłam cicho i oparłam się o dużą, miękką poduszkę. Czując delikatne dotknięcie mojej dłoni, momentalnie wyprostowałam ramiona i otworzyłam oczy. Johann nieśmiało  położył dłoń na mojej i uśmiechając się do mnie szczerze wręczył mi ogromne pudełko owinięte kremowym papierem z niebieską kokardką na środku.
- Otwórz dopiero wieczorem.- szepnął.
Chwyciłam duży prezent w obie ręce i odłożyłam go obok siebie. Uśmiechnęłam się speszona i wymruczałam niepewne ''Dziękuję''. Słysząc kroki taty Johann pospiesznie zabrał swoją dłoń. Po ostatnich zbliżeniach, które miały miejsce między nami coraz częściej się widywaliśmy, coraz częściej rozmawialiśmy ze sobą. Jednak chyba żadne z nas nie było pewne swoich uczuć. Czułe gesty i nieśmiałe pocałunki do niczego nie zobowiązywały, ale zabawa uczuciami w naszym przypadku nie byłaby dobrym pomysłem. Nie staliśmy na pewnym gruncie. Oboje traktowaliśmy się jako ktoś więcej niż kolega czy koleżanka, ale nikt nie mówił o tym głośno. Czyżby to co działo się w jego mieszkaniu było tylko chwilą słabości, której żałuje? Zabawił się mną, a teraz nie wie jak się do tego przyznać?
Zawód w moich oczach był wyraźnie dostrzegalny. Spoglądałam na niego jeszcze przez chwilę, aż w końcu dotarło do mnie, że tata coś do mnie mówi.
- ... dlatego pojedziesz z Johannem.- uśmiechnął się, zajadając się waniliowo - kokosowym tortem, który był po prostu przepyszny.
Chwilę analizowałam o jaki wyjazd może mu chodzić, aż w końcu wszystko stało się jasne.
- Uknuliście to.- spoglądałam raz na jednego, raz na drugiego z ogromnym rozbawieniem.
- Od razu uknuliście...- mrukną tata.- Jesteście młodzi. Powinniście korzystać z życia. A ja? Mam już swoje lata, więc po co mam z tobą jechać? Zresztą Johann chyba lepiej się tobą zaopiekuje.- poruszał śmiesznie już nieco siwiejącymi brwiami.
Przewróciłam oczami i westchnęłam na znak załamania. Forfang tylko uśmiechnął się pod nosem, bo oczywiście jemu taki układ jest na rękę.
- Nie zabiłaś się o te balony?- zaśmiał się skoczek.
Zmarszczyłam brwi.
- Jakie balony?- zapytałam z łyżeczką tortu w buzi.
- Te na łóżkiem.
Przełknęłam kawałek i poczęłam się zastanawiać czy mój mózg jest zdolny płatać mi takie figle ze zmęczenia, czy po prostu mam coraz większą wadę wzroku, która przeradza się w akinetopsję i uznałam, że obie wersję są bardzo prawdopodobne.
- Ale ja żadnych nie widziałam.- poprawiłam okulary na nosie.


          Stukot moich czarnych szpilek rozchodził się po całym domu i za pewne przyprawiał o istny szał mojego ojca przebywającego centralnie pod moim pokojem. Podłoga była już wysłużona,            i w niektórych miejscach skrzypiała co nieco. Poddenerwowana wypuściłam powietrze z płuc
i podeszłam do białej komody. Otworzyłam drugą szufladę, gdzie znajdowały się dwa pudełeczka. Przygryzłam wargę, a paznokcie wbiłam sobie w dłoń. Kilka głębokich wdechów. Szybko otrząsnęłam się z niepewności i sięgnęłam po czerwone pudełeczko. Złota koniczynka na łańcuszku, którą dostałam od rodziców na osiemnaste urodziny, zadba o to by tego dnia dopisywało mi szczęście. Szybkim ruchem zapięłam ją na lewym nadgarstku. Poprawiła jeszcze długie, falowane włosy, a moje spojrzenie przykuło pudełeczko obok. Po raz kolejny walczyłam sama z sobą. Ręce poczęły drżeć, gdy sięgała po nie w głąb szafki. Postawiłam je na szafce i powolnym ruchem zdejmowałam pokrywkę. Dreszcze przeszły całe moje całe ciało, gdy ukazała mi się dobrze już znana zawartość. Patrzyłam na nie. Chęć wzięcia chociaż jednej do ręki była silniejsza niż ja. Czując pod palcami chłód metalu, wzięłam głęboki oddech. Przykładając żyletkę do nadgarstka odchyliłam głowę w tył, zamykając przy tym oczy. Ostrze przy mojej skórze dawało ukojenie moim zszarganym nerwom. Tkwiłam w takowej niemocy przez dłuższą chwilę. Podnosząc powieki znów spojrzałam
na pudełeczko. Bez namysłu wysypałam wszystkie żyletki na komodę. Dźwięk żelastwa uderzającego o drewno przyprawił mnie o zimne dreszcze. Przesuwałam po nich palcami i czułam dziwną ulgę, która pozwalała mi się uspokoić. Dostrzegałam w nich pewną nadzieję, która pomogłaby mi z walką o nowe jutro.
           Drzwi wejściowe otworzyły się. Głos Johanna dobiegł do mojego pokoju. Jednym ruchem zgarnęłam wszystkie metalowe przedmioty do szafki. Patrzyłam jeszcze na nie, nie chcąc jeszcze zamykać szuflady, jednak kroki skoczka na schodach zmusiły mnie bym oderwała od nich wzrok.

***
Jejku. Wracam do Was po długiej nieobecności, za co baaardzo przepraszam! Od dzisiaj rozdziały będą się pojawiały co dwa tygodnie w poniedziałek. Postaram się być o wiele bardziej systematyczna niż do tej pory :)
Ściskam mocno! :** 

4 komentarze:

  1. Hej :)
    Witam po dość długiej nieobecności i cieszę się, że wracasz :)
    Rozdział super! Urodzinowa niespodzianka bardzo miła. Johann wraz z ojcem dziewczyny bardzo się postarali. I opłaciło się, kiedy zobaczyli szczerą radość Idy.
    Dobra wiadomość, że rozdziały będą się już pojawiały regularnie.
    Czekam na kolejny.
    Życzę dużo weny i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem!
    Jejciu, nawet nie wiesz, jak się ciesze, że do nas wróciłaś ^^
    Rozdział bardzo fajny, jak wszystkie dotychczasowe zresztą. Nie można absolutnie na nic narzekać :D
    Ależ się panowie postarali o urodzinową niespodziankę. Świetnie to wszystko wyszło.
    Czekam na więcej i zapraszam również do siebie!
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam urodziny i niespodzianki, ale tylko w opowiadaniach, bo w życiu ich nie lubię. Ale tutaj się postarali, nie ma co. Też bym tak chciała.
    Ogólnie rozdział niezły, a ja komentuję z wielkim opóźnieniem, bo życie, obowiązki i praca nie pozwalają mi na regularne odwiedzanie.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń