- Mówiłam, że zaśpi!- trzymałam telefon przy uchu i denerwowałam się, gdy Johann nie odbierał ode mnie kolejnego, już chyba piątego połączenia. Nerwowo gestykulowałam chodząc po salonie i marudząc tacie. Jakim cudem ja w ogóle zgodziłam się na te wakacje? Jakim cudem mój tata namówił go, żeby ze mną jechał? Kiedy oni mieli czas na takie pogaduchy?! Do tej pory zastanawiam się, w jak wielkim amoku musiałam być by zgodzić się na coś równie niebezpiecznego. Po prostu nie wiem... Przecież to było z góry przesądzone, że wspólne wakacje z Forfangiem nie mogą skończyć się dobrze. A najgorsze jest to, że one się jeszcze nie zaczęły! Ja boję się nawet myśleć co będzie jak my tam, daj Boże, dolecimy... Goryl zaatakuje nasz domek? Tsunami zmiecie nas z powierzchni ziemi? A może terroryści zechcą uderzyć akurat w Seszele? Przeraża mnie to,
co ja tam zostanę, gdyż wykorzystując moją chwilę słabości, to on wybierał nasz domek...
- Gdyby faktycznie zaspał...- przemówił tata, odwracając się twarzą do mnie, od parapetu, gdzie podlewał kwiatki - już dawno byś go obudziła, tymi nachalnymi telefonami.- Sugerujesz, że jestem nachalna?!- fuknęłam może nieco zbyt nerwowo. Ojciec dokładnie zilustrował mnie z góry do dołu i poszedł podlać rośliny tym razem w swoim gabinecie. Uznał,
że rozmowa ze mną w tym stanie nie jest najlepszym pomysłem. Zdenerwowana opadłam na sofę. Wzięłam głęboki wdech i wpatrywałam się w wyświetlacz telefonu. Johann spóźniał się już piętnaście minut, a ja z każdą kolejną minutą zaczynałam się coraz bardziej denerwować. A co jeśli coś mu się stało? A jeśli zapomniał? Każda następna myśl wydawała się coraz bardziej absurdalna
od poprzedniej. Nie miałam zielonego pojęcia dlaczego go jeszcze nie ma. Jeszcze raz zerknęłam
na zegarek. Niecierpliwie tupałam nogą. Już sama nie wiedziałam co mam zrobić dla zabici czasu. Tata wrócił do salonu. Rzucił na mnie przelotne spojrzenie i udał się do kuchni. Podwinęłam nogi pod drogę, a głowę spuściłam w dół. Włosy opadały swobodnie na twarz. Migdałowy zapach mojej odżywki był teraz bardziej intensywny, gdyż kilka kosmyków znajdowało się tuż pod nosem. Kolejny raz poszłam późno spać i byłam niewyspana. Chyba nie potrafię uczyć się na własnych błędach... Dzwonek do drzwi wyrwał mnie z chwilowego letargu, że aż podskoczyłam. Momentalnie poderwałam się z sofy i już znalazłam się przy drzwiach. Z impetem nacisnęłam klamkę
i zamaszyście je otworzyła mało nie uderzając stojącego za nimi skoczka. Kamień spadł mi z serca, gdy tylko zobaczyłam jego sylwetkę. Przynajmniej miałam pewność, że nic mu nie jest i może jakoś uda nam się dotrzeć na czas. Uśmiechnęłam się do niego i z nutą zniecierpliwienia dodałam:
- Dłużej się nie dało?- zaśmiałam i wpuściłam go do domu.
- Wybacz, ale musiałem jeszcze zatankować auto, a po drodze był wypadek i musiałem jechać prawie dwa razy dalej.- tłumaczył się obejmując mnie przy okazji w tali i całując w czoło na pocieszenie.
- A na dodatek miałem chyba wyciszony telefon.- dodał pospiesznie widząc moją nietęgą minę. - Nie gniewasz się?- zapytał z lekką niepewnością w głosie.
- Pewnie, że nie!- odpowiedziałam prędko i uśmiechnęłam się delikatnie.
- A więc gotowa na najlepsze wakacje życia?- zapytał rozbawiony.
- Jeśli się nie pospieszymy, to nasze wakacje odlecą bez nas.- rzuciłam, widząc, że czas leci nieubłaganie szybko, a my jeszcze nie jesteśmy na lotnisku. Delikatnie wyswobodziłam się z jego objęć i podążyłam w głąb domu. Chwyciłam prędko za dwie dość dużych rozmiarów walizki, a gdy tylko odwróciłam się w stronę wyjścia, zauważyłam zdziwiony wzrok Johanna.
- No co?- odparłam kompletnie wybita z tropu.
- Ale wiesz, że my lecimy tylko na tydzień?- zapytał z jeszcze większym zdziwieniem w głosie, niż jakie miał wymalowane na twarzy.
- Spokojnie.- położyłam rękę na jego ramieniu.- Nic się nie martw.- powiedziałam łagodnie.
Westchnęłam ciężko po raz kolejny już tego dnia. Nerwowo stukałam opuszkami palców
o podłokietnik. Czekała nas męcząca, piętnastogodzinna podróż z dwiema przesiadkami, która już teraz zaczyna się okropnie. Po raz trzeci przesadzają nad do kolejnego samolotu, ponieważ każdy poprzedni miał jakąś usterkę. Czy jest jakiekolwiek prawdopodobieństwo, że my tam bezpiecznie dolecimy?
- I masz tutaj swoją, kurwa, pierwszą klasę.- burknęłam pod nosem po polsku, byle by mnie ktoś
nie zrozumiał. Ale jak to mówią, Polacy są wszędzie i mają co do tego absolutną rację. Młoda blondynka, siedząca przede mną, wtulona w swojego, chyba chłopaka odwróciła się w moją stronę
i chwilkę się zawahała zanim w końcu się odezwała.
- Ooo... Polka!- pisnęła swoim wysoki głosem. Uśmiechnęłam się onieśmielona. Ona natomiast natomiast odgarnęła swoje tlenione włosy i wyszczerzyła swoje różowo - pudrowe usta w szeroki uśmiech.- Miło, że nawet w Norwegii można znaleźć kogoś ze swojego środowiska...- zaczęła przemawiać, a chyba raczej piszczeć, lecz jej chłopak burknął coś, czego nie zrozumiałam i położył swoją ogromną dłoń na jej ramieniu.
- Przepraszam.- rzuciła speszona.- Misiaczek wzywa.- wyszczerzyła się ponownie. Posłałam jej nieśmiały uśmiech. W tym przypadku, jej chłopak to nie żadne misio, to już raczej potężny niedźwiedź, który ma problemy, żeby wepchnąć swój zadek w ten i tak o wiele większy fotel, niż - Ooo... Polka!- pisnęła swoim wysoki głosem. Uśmiechnęłam się onieśmielona. Ona natomiast natomiast odgarnęła swoje tlenione włosy i wyszczerzyła swoje różowo - pudrowe usta w szeroki uśmiech.- Miło, że nawet w Norwegii można znaleźć kogoś ze swojego środowiska...- zaczęła przemawiać, a chyba raczej piszczeć, lecz jej chłopak burknął coś, czego nie zrozumiałam i położył swoją ogromną dłoń na jej ramieniu.
w klasie ekonomicznej. Spojrzałam na zdezorientowanego Johanna, który dziwnie mi się przyglądał. Posłałam mu tylko spojrzenie typy: Nie pytaj i przejechałam ręką po czole.
I w takich chwilach wiem, dlaczego Polski są uważane za lekkich obyczajów... Rozejrzałam się dokładnie po samolocie. Wszyscy na swoich miejscach, a my nadal nie startujemy. Przewróciłam oczami i opadłam na oparcie. Przymknęłam powieki, przykładając dłoń do czoła.
Z tego wszystkiego rozbolała mnie głowa i już wiedziałam, że to nie będzie udany lot...
Dubaj nocą jest chyba jeszcze piękniejszy niż w za dnia. Wtedy dokładnie widać bogactwo ludzi i przepych szejków. Luksusowe samochody, kobiety ubrane w najdroższe marki, ogromne wieżowce. Można by rzec, życie jak w bajce! Jednak mi to jakoś nie odpowiada. Wszystkiego jest tak na pokaz, wszystkiego musi być dużo. Nie widać żadnej tradycji, wszystko wydaje się jakby sztuczne i mało realne... Podążaliśmy z Johannem kolejny, bodajże już drugi kilometr dość szybkim krokiem. Szliśmy chodnikiem, wzdłuż rzeki, w której pięknie odbijał się księżyc. Szum pal przyjemni koił moje obolałe uszy, po całym dniu spędzonym w zgiełku lotniska. Jak na dwadzieścia pięć stopni było strasznie duszno. Wilgotność powietrza sięgała chyba jakiś dwudziestu procent.
- Czy druga w nocy to odpowiedni moment na spacery po Dubaju?- zapytała w końcu.
- Jesteśmy już prawie na miejscu.- odpowiedział nawet na mnie nie spoglądając.
Machnęłam ręką i nie pozostawało mi nic innego, jak podążać za nim. Drogie samochody mijały nas przez cały czas. Była absolutnie zadziwiona, że jest tutaj aż tak dużo chodników, skoro wszyscy jeżdżą tutaj autami. Nogi powoli odmawiały mi posłuszeństwa. Miałam już dość. Fakt, pięć godzin na lotnisku nie zapowiadało się cudownie i zgodziłam się na ten spacer tylko dla zabicia czasu, ale gdybym wiedziała, że będziemy iść aż tak daleko nigdzie bym z nim nie poszła! Johann zatrzymał się w miejscu przez co uderzyłam w jego plecy.
- Popatrz przed siebie.- powiedział biorąc mnie za rękę.
Zmrużyłam oczy. Na plaży w oddali dostrzegałam jakieś pochodnie. Układały się one w litery, który tworzyły napis : KOCHAM CIĘ.
Spojrzałam zdziwiona na Johanna. On uśmiechnął się do mnie zalotnie i powiedział:
- Co mam Ci więcej mówić?- zapytał.- Po prostu Cię kocham.
***
Jejku, przepraszam za dzień poślizgu, ale nauki mam strasznie dużo :((
Rozdział taki sobie, początek ok, końcówka tragiczna... Ale może mnie nie zabijecie :) Co to bloga, zostało może jakieś 5/7 rozdziałów do końca. Gdy tutaj będziemy już bliżej końca, pojawi się drugie opowiadanie w moim wykonaniu, całkowite przeciwieństwo tego, co tutaj zobaczyliście :) Szczegóły wkrótce :D
Pozdrawiam i ściskam mocno!! :*
***
Jejku, przepraszam za dzień poślizgu, ale nauki mam strasznie dużo :((
Rozdział taki sobie, początek ok, końcówka tragiczna... Ale może mnie nie zabijecie :) Co to bloga, zostało może jakieś 5/7 rozdziałów do końca. Gdy tutaj będziemy już bliżej końca, pojawi się drugie opowiadanie w moim wykonaniu, całkowite przeciwieństwo tego, co tutaj zobaczyliście :) Szczegóły wkrótce :D
Pozdrawiam i ściskam mocno!! :*
Hej! :)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział. Nie wiem dlaczego nie jesteś do tego przekonana. Podobał mi się początek, a i końcówka też.
Mnie by chyba porozrywało na kawałki, jakbym tak miała czekać na kogoś, a on się spóźniał i spóźniał i jeszcze nie odbierał telefonów. Pewnie podejrzewałabym, że mogło się stać najgorsze. Jestem mistrzynią w tworzeniu czarnych scenariuszy :(
Tu na szczęście wszystko się dobrze skończyło i naszym bohaterom udało się zdążyć na samolot. Wspaniale zaczęli te wakacje. Johann mnie powalił swoim wyznaniem. Idę pewnie też i dziewczyna chyba nawet zapomniała o zmęczeniu, które wcześniej odczuwała.
Zapowiadają się cudowne wakacje w Dubaju :) Obym się tylko czasem nie przeliczyła.
Pozdrawiam!
Szykuj się na szybką śmierć! XD
OdpowiedzUsuńKobieto, że co?
Końcówka tragiczna?
NO CHYBA NIE! XDDDDD
Takieeeeeeee cudowne ❤❤❤❤❤😍😍😍😍😍
Czekam na następny <3
Buziaki :****#