niedziela, 29 maja 2016

7. Dobrze, że wróciłaś


          Mieszkanie zaskoczyło mnie niebywałą nowoczesnością, a zarazem prostotą i minimalizmem. Wszystko utrzymane w biało czarnych kolorach. W chodziło się do dużego pomieszczenia, służącego jako salon wraz z aneksem kuchennym i wyspą z prawej  strony. Na wprost ogromny telewizor i niebywale duża, jak dla jednej osoby, sofa. Za białymi, długimi firankami można było dostrzec przeszkloną ścinę z wyjściem na taras i do ogrodu. Gdyby spojrzeć na prawo, można by pomyśleć, że to tylko czarna ściana. Jednak niedomknięte drzwi wskazywało na to, że coś tam jednak jest. A mianowicie dwa pokoje, a pomiędzy nimi łazienka.
- Sprzątasz tutaj czasami?- zapytałam wchodząc w głąb salonu i przejeżdżając palcem po szafce, na której stał dużych rozmiarów telewizor.
- Co tydzień.- odpowiedział dumnie wypinając pierś.
- No chyba nie bardzo.- powiedziałam pokazując mu palec z ogromną ilością kurzu.- Twoi rodzice przyjeżdżają jutro, a ty zamierzasz pokazać im to wysypisko brudu?!- zdziwiłam się.
- Nooo...- podrapał się po głowie i dokładnie rozejrzał.- Chyba nie bardzo.- wymamrotał.
- W takim razie zabieramy się za sprzątanie.- ochoczo klasnęłam w dłonie i zdjęłam kurtkę rzucając ją czym prędzej na kanapę po czym poprawiłam kucyk na głowie.
- Przecież mieliśmy iść do kina!- protestował Johann, wyraźnie zawiedziony.
- Kino nie zając, nie ucieknie.- podsumowałam.- Pójdziemy jeszcze nie raz.- pocieszałam go, lekko mierzwiąc mu włosy, co z moim niskim wzrostem musiało wyglądać komicznie. Popatrzył na mnie z ukosu i po chwili sam zaczął czochrać moją grzywkę. Chwilę zajęło nam wzajemnie przekomarzanie się , aż w końcu postanowiłam to przerwać i wysłałam skoczka po wszystkie niezbędne rzeczy do sprzątania. I jeszcze wiaderko! - krzyknęłam gdy znikną już za drzwiami. Uśmiechnęłam się pod nosem spoglądając na zegarek. Nie ma go już dobre pięć minut i nic nie zanosi się na to, by szybko wrócił. Znów poczęłam chichotać pod nosem, gdyż przypomniała mi się pewna historii, jak nasza pani od polskiego wysłała Johanna po kredę. Nie dość, że nie było go piętnaście minut, to wrócił tylko z jednym, na dodatek ułamanym kawałkiem. Nie jest to chyba miłe wspomnienie dla niego, ponieważ wszyscy w klasie wybuchli niepohamowanym śmiechem, a on stojący z tą kredą w ręku, na środku klasy czerwienił się jak burak. Jednak ostatnimi czasy pokazywał, że bardzo dojrzał i umie poradzić sobie nawet w bardzo trudnych sytuacjach i nie jest już taki niemotny jak kiedyś. Myślę, że przeprowadzka do Oslo i poniekąd ucieczka od mamy dobrze mu zrobiła. Kto jak kto, ale rodzicielka Johanna jest aż do przesady nadopiekuńcza. Przecież za czasów, w których chodziliśmy razem do klasy, on nie miał prawa głosu nawet w wyborze bokserek jakie założy następnego dnia! Nie mówiąc już o wyborze, na jakie kółka pozalekcyjne chodził, albo na jakie wycieczki jeździł. Nie mam pojęcia, czy ona widziała, w jak wielki sposób go krzywdzi. Wcale mu się nie dziwię, że w tamtym czasie nawet przyniesienie kawałka kredy wydawało mu się ogromnie trudne, jeśli do tej pory wszystko robiła za niego mama, a on nie miał prawa kiwnąć nawet palcem. Może i czasami był dość nieporadny, ale zła w stosunku do drugiego człowieka, nie można mu było zarzucić. Często dzielił się swoimi kanapkami, albo ustępował miejsca na huśtawce lub na stołówce. Wiele razy zdarzyła się taka sytuacja, że inni chłopcy wyśmiewali się ze mnie, że jestem gruba i noszę paskudne warkocze, lecz Johann zawsze stawał w mojej obronie. I nie wiem jak bardzo się na mnie gniewał, zawsze pomagał mi w matematyce.
          W pewnym momencie huk upadnięcia czegoś ciężkiego wyrwał mnie z zamyślenia i chcąc sprawdzić co się stało podążyłam do pomieszczenia, w którym zniknął Forfang.
- Co ty najlepszego narobiłeś?- śmiałam się stojąc w drzwiach. Chyba się jednak pomyliłam i nadal jest tym nie do końca rozgarniętym Johannkiem z kawałkiem, tym razem już nie kredy, a ogórka w ręku. Jego mina - bezcenna. Niby ogromna złość, bo rozbił trzy słoiki z kiszonymi ogórkami, które pewnie przywiozła mu mama, a z drugiej strony wielka rozpacz na myśl, że zaraz będzie musiał to wszystko sprzątać. Ogólnie - wyglądał jakby zaraz miał się rozpłakać niczym małe dziecko. Kilka razy zaklął pod nosem, co prawiło, że śmiałam się jeszcze głośnie, jednak jemu wcale nie było tak wesoło i co chwila posyłał mi mordercze spojrzenia. Po chwili oboje leżeliśmy już na podłodze. Tyle, że ja turlałam się ze śmiechu, a Johann poślizgnął się na rozlanej wodzie.
- Ale nic ci nie jest?- zapytałam ocierając łzy z policzków chichocząc jeszcze od czasu do czasu.
- Żyje.- burknął siadając obok mnie.- I po co nam to sprzątanie?- jęknął.
- Żebym się mogła z ciebie pośmiać.- zaśmiałam się ponownie, a chłopak mordował mnie wzrokiem. Wiedziałam, że sobie grabie i prędzej czy później wszystko to wyjdzie, a mi się dostanie i nawet nie chcę wyobrażać sobie jak bardzo.- Ale tak na poważnie to musimy zabrać się do pracy, bo chcę przed nocą zdążyć do domu.- zauważyła.
- Zawsze możesz nocować u mnie...- napomknął.
- Nie dzięki.- skwitowałam szybko i odsunęłam się od niego.- Nigdy nie wiadomo jakie szatańskie pomysły siedzą w twojej głowie.- popatrzyłam na niego z ukosu.
- Bo ja tylko marzę, żeby cie porwać i zgwałcić.- przewrócił oczami, a ja zaczęłam się śmiać.
- Więc zrobimy tak...- próbowałam stworzyć jakikolwiek plan działania, bo znając życie, on pewnie przesiedziałby tak całe popołudnie i nawet palcem nie kiwnął, no bo oczywiście mamusia przyjedzie to posprząta.- Ty wyjmujesz wszystko z górnych szafek z kuchni i je myjesz, a ja wytrę tutaj podłogę.- uśmiechnęłam się raźnie, by dodać mu choć odrobinę otuchy. Johann tylko pokiwał głową i z czerwonym wiaderkiem udał się do kuchni, zostawiając mnie w zalanym kwasem ogórkowym pomieszczeniu. Westchnęłam cicho i sama zaczęłam się zastanawiać Po co ja się w to pakowałam?!
          Tego dnia, chyba sam siebie przeklinał, że postanowił w ogóle zaprosić mnie do swojego domu. Nie dość, że zagoniłam go do żmudnego sprzątania, to na dodatek towarzyszył mu niebywały pech. Czegokolwiek by nie dotknął, wszystko albo się tłukło, odpadały części lub dziwnym trafem lądowało w wodzie. Nie umiał niczego utrzymać w rękach, a na dodatek sam nie umiał ustać na stołku... Podczas, gdy ja polerowałam drzwi do lodówki, Johann wycierał kurz z górnych półek. Chciała chyba trochę przyszpanować i jak na skoczka przystało postanowił zeskoczyć ze stołka z pięknym telemarkiem, jednak zamiast tego przewrócił się i z hukiem wylądował na podłodze. Mój instynkt samozachowawczy włączył się natychmiast. Prędko podbiegłam do chłopaka i zaczęłam zadawać mnóstwo pytań, przy okazji kładąc jego prawą nogę na krześle.
- Kręci ci się w głowie?- zapytałam przerażona.
- Nie.- odpowiedział obojętnie.
- Mrowi cię w palcach?
- Nie.
- Dusi cię coś w klatce piersiowej?
- Nie.
- Boli cię noga?
- Nie.
- A cokolwiek cię boli?!- piekliłam się.
- Nie.- wyszczerzył się do mnie.
- No to będziesz żył.- odetchnęłam opierając się o ścianę.- Ale mnie przestraszyłeś.- powiedziałam po kilku głębokich wdechach. Nie odpowiedział nic. Tylko się śmiał przez co denerwował mnie coraz bardziej. Posyłałam mu mordercze spojrzenia, lecz on śmiał się jeszcze głośniej i wcale nie zanosiło się na to by szybko miał przestać. Na początku próbowałam to ignorować, jednak po chwili nie wytrzymałam.- Weź się ogarnij!- jęknęłam w końcu, poddenerwowana jego zachowaniem.
- Tak słodko się denerwujesz...- przekręcił się w moją stronę i wciąż leżąc na podłodze wpatrywał się we mnie przez co poczułam się trochę onieśmielona. Nie lubiłam być w centrum uwagi. Po chwili oblewałam się rumieńcami i wywoływało to uśmiech na ustach wszystkich. A nuż by się ktoś dopatrzył jakiejś niedoskonałości i co ja zrobię?! Trwając już kilka minut w takiej pozycji w końcu schowałam twarz w dłonie i podciągnęłam kolana.- Ale rumieńce też masz piękne.- uśmiechnął się.
- Skończ.- burknęłam z wyczuwalnym zadowoleniem w głosie.- Proszę cię.- popatrzyłam na niego, lecz ten nadal nie chciał odpuścić, przez co zmusił mnie bym powróciła do pracy.
- Ale nie obrażaj się.- jęczał przekręcając się na brzuch by wciąż móc mnie obserwować. I znów kolejne minuty ciszy, podczas których rejestrował każdy mój krok, każdy mój ruch. Ilustrował wszystkie moje spojrzenia za siebie. Przecież to czysta prowokacja! Wie, że zaraz się odwrócę i wybuchnę. Bezczelny! Jak on w ogóle śmie tak się ze mną droczyć?!
- Nie obrażam się.- zachowałam głęboki spokój i z gracją odwróciłam się w jego stronę opierając się przy tym o blat.- Czy ja wyglądam na osobę obrażoną?- rzuciłam mu przelotny uśmiech i próbowałam zachować pewność siebie, przypominając sobie moją ulubioną piosenkę. Słysząc jej tekst w głowie przygryzłam wargę i czekałam na to, co dalej się wydarzy. Pęknie czy nie? To pytanie błądziło po mojej głowie i bardzo chciałam poznać odpowiedź. Łobuzerski uśmiech wkradł się na jego twarz. Zwinnym ruchem podniósł się z paneli i podążał w moją stronę. Ogarnęła mnie nieuzasadniona panika. Palce poczęły drżeć, a nogi stały się niczym z waty. W jego głowie pojawia się milion pomysłów na sekundę, przez co był okropnie nieprzewidywalny. Przygryzłam wargę i czekałam. Czy on uznał to za prowokacje? Jego wysokie ciało znalazło się po chwili tuż przede mną. Lekko zadarłam głowę w górę. Cóż... Dwadzieścia pięć centymetrów różnicy i można by rzecz, że przyjaźń na odległość. Do tej pory nie odczuwałam żadnych kompleksów w stosunku do mojego wzrostu jednak przy Johannie czułam się bardzo niekomfortowo.
          Patrzył głęboko w moje prawie szare oczy. Odgarnął moje włosy za ucho i posłał czarujący uśmiech. Czułam jak w moim brzuchu coś świdruje. Wznosi się i opada. Obcija się od jednej ściany i wali w drugą. Raz mocno, a raz lżej. To chyba te motylki, tak? Subtelnie, lecz stanowczo położył dłonie na moich biodrach i znacznie przysunął mnie w swoją stronę. Poczułam jak ostrożnie chwyta mnie za uda i sadza na blacie. Spoglądałam nieśmiało na niego, a moje serce waliło jak szalone. Niczym u zakochanej nastolatki, gdy jej miłość w końcu zwróciła na nią uwagę. Przełknęłam niepewnie ślinę czując, że w moim gardle narasta ogromna gula i dlatego nie mogłam powiedzieć ani słowa. Nieśmiało zarzuciłam ręce na jego szyję. Serce biło coraz szybciej i miałam wrażenie, że zaraz wyskoczy. Niepewnie położyłam głowę na jego klatce piersiowej. Bicie jego serca sprawiało, że ciśnienie schodziło ze mnie coraz szybciej i odrobinę się uspokoiłam. Czułam jak się uśmiecha. Nieśmiało, ale szczerze i dumnie. Jeździł dłońmi po moich plecach. Wyczuwałam nerwowość w jego ruchach. Czyli to nie koniec? Tuląc się do niego mogłam poczuć jego niebywałe perfumy, które hipnotyzowały mnie każdego razu od nowa. W jego umięśnionych ramionach czułam się bezpiecznie. Wiedziałam, że przy nim nic mi nie grozi. Udowodnił to jeszcze, gdy byliśmy dziećmi. Od tamtej pory, poniekąd, mam go za bohatera, bo wiem, że zawsze stanie w mojej obronie. Gdy zatrzymał ręce na moich barkach niespokojnie oderwałam się od niego i spojrzałam na jego twarz. Półmrok panujący w pomieszczeniu sprawiał, że nie mogłam wyraźnie go dostrzec. Jednak uśmiechnęłam się słodko widząc kilka kosmyków włosów opadających mu na czoło. Chcąc je odgarnąć wyciągnęłam rękę i pogłaskałam go po włosach. W pewnym momencie, sama nie wiem skąd i jak dokładnie, poczułam jego ciepłe wargi na moich ustach. Całował zachłannie, lecz subtelnie. Jakby bał się, że zaraz zniknę jak bańka mydlana i już nigdy nie wrócę. Jakbym znów miała zniknąć na te jedenaście długich lat...
- Dobrze, że wróciłaś.- szepnął na ucho, gdy oderwał się ode mnie. Uśmiechnęłam się pod nosem i ponownie wtuliłam się w jego ciało.

***

Witam!! 
Wrzucam już dzisiaj bo tydzień temu rozdział się nie pojawił mimo iż był prawie gotowy. Przygotowania do wycieczki pochłonęły mnie całkowicie  :) Ale było warto po spędziłam 
3 najlepsze dni mojego życia! 
Powiem Wam szczerze, że chyba powinnam pisać rozdziały w nocy, bo ten mi się podoba i jest o niebo lepszy od dwóch poprzednich.
Bardzo przepraszam za brak komentarzy pod waszymi rozdziałami, ale czytałam rozdziały na szybko i potem nie miałam czasu by coś konkretnego napisać. Nie zanudzam Was więcej, bo sama padam po chrzcinach, więc do następnego poniedziałku! :*
P.S. Zmieniłam muzyczkę na znak, że wkrótce zacznie się dziać i to ostro!

Wasza Paula S.


WIĘCEJ KOMENTARZY = LEPSZE ROZDZIAŁY DLA WAS!

6 komentarzy:

  1. Ooooooo jejuśku *.*
    Jestem very hepi XDD
    Wyszczerz na mojej twarzy jest tak ogromny, że nie da się policzyć ile dokładie ma xDD
    Jakie cuuuuudowne *.*
    Czekam na kolejny <3
    Buziaki :***

    OdpowiedzUsuń
  2. Cóż za cudowny rozdział. Chyba faktycznie najlepszy, jak do tej pory, ale to takie moje subiektywne odczucie :-)
    Johann w roli takiego niezdarnego, nieogarniętego dziecka, które już nawet jako dorosły czlowiek przejawia te same cechy... Urocze.
    W ogóle jakoś tak słodko, delikatnie i cieplutko nam sięzrobiło w tym rozdziae, ale oczywiście nie zabrakło humoru. Jak zywkle u Ciebie :-)
    Czekam na kolejny.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem!
    Kochana, rozdział rewelacyjny, naprawdę! Chyba faktycznie najlepszy, jeśli mam być szczera, co nie znaczy, że poprzednie były złe, broń Boże! :D Wcale się nie dziwię, że jesteś z niego zadowolona.
    Jejciu, ależ tu uroczo! Jakoś tak... słodko nam się zrobiło. A przynajmniej ja odnoszę takie wrażenie. Johann trochę dzisiaj u mnie zabłysnął. Podoba mi się to, w jaki sposób go wykreowałaś.
    Weny!
    Buziaki :**
    PS. Zapraszam do siebie, jeśli znajdziesz chwilkę :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie będę się rozpisywać, bo angielski wzywa. Ehh... Jak ja nie lubię ostatnich tygodni szkoły. ;c
    Genialny rozdział! ❤
    W końcu Johann wykonał ten jeden, najważniejszy chyba krok. :)
    Z niecierpliwością czekam na kolejny i dużo weny życzę.
    Ściskam.;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeju, jak słodko <3 Nie wiem jak ty to robisz, ale za każdym razem, kiedy czytam rozdział, kompletnie się rozpływam :)
    Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam i weny życzę! :))

    OdpowiedzUsuń
  6. Jaki on słodki, gdy jest taki nieporadny. A w pakiecie z tym zakończeniem rozdziału... ha! Cudo :D

    OdpowiedzUsuń