poniedziałek, 25 kwietnia 2016

4. Gdzieś ty się podziewała przez te dziesięć lat?!

         
          Tęsknota może przyjść całkiem niespodziewanie lub być poprzedzona wydarzeniami na nią wskazującymi. Tęsknota może być chwilowa, kilka godzin i mija lub trwać nawet kilka miesięcy. Tęsknić można za mamą, bratem, tatą, psem, wujkiem, ciocią, siostrą, dziadkiem, siostrzeńcem, kotem, chłopakiem, dziewczyną. Z tęsknotą można sobie radzić na różne sposoby. Jedni zajadają się lodami przez telewizorem, inny piją aż do nieprzytomności, kolejni wychodzą ze znajomymi i po prostu dobrze się bawią. Z tęsknotą można również sobie nie radzić, przez co przeradza się, m.in. w samoagresje. Tęsknota ma swoje dobre i złe strony. Ukazuje jak bardzo nam na kimś zależy lub uświadamia, że coś się kończy, ale nic nie zaczyna. Czasami właśnie przez nią robimy różne, dziwne rzeczy. Jednak moja tęsknota nie pasowała do żadnego schematu. Widząc od trzech lat umierającą matkę powinnam się pogodzić z jej odejściem już dawno, lecz ja codziennie wieczorem siadam na łóżku i czuję, że kogoś mi brakuje. Potem płaczę. Płaczę długo. Albo krótko. Zasypiał szybko, albo wiercę się aż do świtu. I chyba właśnie z tej tęsknoty postanowiłam dbać o siebie samą.
  Będąc już w pobliżu domu, robiąc dobre pięć kilometrów, zatrzymałam się w miejscu i oparłam dłonie o kolana, pochylając się przy tym lekko w przód. Próbowałam unormować oddech, jednak łapałam powietrze tak łapczywie, jakby zaraz miało go dla mnie zabraknąć. Przymknęłam powieki by okiełznać swój organizm. Czując ciepłe słońce na mojej twarzy, a zarazem przyjwmny wiatr we włosach, miałam ochotę stać tutaj cały dzień. Będąc w Polce chyba tego najbardziej mi brakowała - czasu dla siebie. Opieka nad mamą stała się moim priorytetem. Zostawiając życie towarzyskie daleko za sobą, na pierwszym miejscu postawiłam matkę. Oddałam się jej w całości. Każdą chwilę mojego życia podporządkowywałam pod nią. Mając pracowity dzień na uczelni, zawsze umiałam wziąć, nawet i z kapelusza, chwilę wolnego czasu, by ją odwiedzić. Powiedzieć co się dzieje. Że tata udaje twardego, a tak naprawdę płacze po kątach. Że na studiach zaliczyłam pierwszy semestr. Że dzisiaj są jej pięćdziesiąte szóste urodziny i że nie przeżyje już ani dnia więcej...
  Biorąc ostatni, głęboki wdech miałam już dźwignąć swoje barki w górę i iść powolnym krokiem w kierunku do domu, jednak na ramionach poczułam czyjeś dłonie. Otorzyłam szeroko oczy, a ciarki przeszły mnie po plecach. Kilka kropel zimnego potu spłynęło po moich plecach i musiała minąć wieczność zanim oprzytomniałam. Momentalnie odwróciłam się i ujrzałam jego uśmiechniętą twarz.
- Witam panią.- powiedział. Krople potu spływały po jego skroniach, które natychmiast przetarł rękawem od kurtki. Wiatr rozwiewał kosmyki jego włosów na wszystkie strony. Biegał. Na pewno więcej niż ja i na pewno nie kosztowało go tyle wysiłku co mnie.
- Cześć.- odpowiedziałam zadzierając delikatnie głowę do góry, by lepiej dostrzec jego twarz.
- Dzięki Tobie znalazłem sobie idealne miejsce do biegania.- powiedział.- I towarzyszkę chyba też.- dodał po chwili. Gdyby nie to, że już byłam czerwona jak burak, to moje policzki płonęły by na czerwono. Czy tylko mi wydaje się, że to nie przypadek? Chłopak mieszkający spory kawałek stąd nagle znajduję sobie trasę do biegania zaraz obok mojego domu. Coś nie chce mi się w to wierzyć. Albo jest to naprawdę dziwny zbieg okoliczności, albo moja podejrzliwość jest ostatnimi czasami bardziej wyostrzona. Jednak bardziej prawdopodobna wydaje mi się pierwsza opcja.
- Z tą towarzyszką to nie byłabym taka pewna.- skrzywiłam się, idąc w kierunku mojego mieszkania.- Przebiegłam wokół jeziora i już nie mam siły. Kompletnie nie mam kondycji.
-  Spokojnie, wszystko nadrobimy.- zaśmiał się ochoczo.- Co robisz dziś po południu?- zapytał, wpatrując się w moje oczy, gdy staliśmy już pod drzwiami.
- O jedenastej mam wykład, a... o trzynastej ćwiczenia.- poinformowałam.
- Czyli jeśli mi pozwolisz, to o piętnastej jestem u Ciebie.- uśmiechnął się szeroko.
- No czy ja wiem.- nie chciałam wyjść na łatwą i miałam zamiar troszkę się z nim podrażnić. Powielałam powszechną zasadę, że co łatwe, szybko się nudzi. Prosta sprawa widziana  nawet u dzieci. Jeśli długo naprosi się rodziców o jakąś wymarzoną zabawkę pobawi się nią dłużej, niż tą, którą dostało od tak, ba takie ma widzimisię. Sama nie lubiłam rzeczy łatwych. Mając do wyboru schody lub windę zawsze wybierałam schody. Często, gdy jeszcze byłam w gimnazjum, brałam udział w konkursach plastycznych, mimo, że mój talent malarski jest dość ubogi. Przy robieniu rzeczy, których nie znoszę, musiałam je zaakceptować, ponieważ świadomość robienia czegoś, czego nienawidzę stawiał mnie w niekomfortowej sytuacji. Właśnie w taki sposób uczyłam się pokory i wytrwałości.- Nie wiem czy tata się zgodzi.- zrobiłam smutną minę.
- Aktorką to ty może jesteś dobrą, ale Twój tata mnie uwielbia.- skrzyżował ręce na piersi.
- A niby skąd to wiesz?- stanęłam dwa schodki wyżej by spojrzeć w jego oczy.
- Bo jestem skoczkiem?- zapytał retorycznie.- A Twój tata uwielbia skoki.
Westchnęłam, teatralnie przewracając oczami i znów spojrzałam na niego.
- A jeśli powiem, że nie?- szłam w zaparte. Chciałam by choć trochę się wysilił. Ludzie chcą mieć wszystko. Natychmiast. Przestają odróżniać głód od apetytu. Chcemy zaraz, natychmiast, już. To dotyczy pracy, związku, miłości. Nie chcemy nam się czekać, nie chcemy wytrwać.
- Andreas i tak mnie wpuści.- zaśmiał się uroczo. Wtedy doszłam do wniosku, że w moim życiu jest osoba, która, nawet gdybym bardzo nie chciała, to i tak mnie popchnie i powie: ,,Idź - będzie fajnie''. I nawet gdybym zapierała się nogami i rękami, to jemu uda się mnie przekonać. Zastosuje te same zagrywki co zawsze. Mimo, iż mam szczegółowo obmyślony plan jak im nie ulec, nigdy mi się to nie udaje. To nazywa się chyba, ojcowska miłość. Nawet jeśli ja tego nie dostrzegam, to on i tak wie co będzie dla mnie dobre. Pokieruje tak, że zawsze będę z siebie zadowolona. Utrzymana w przekonaniu, że jeżeli ja nie otworzę mu drzwi, to zrobi to ktoś inny, odpowiedziałam:
- Więc chyba nie mam wyjścia.- poddałam się, a na twarzy pojawiło się rozbawienie. -Piętnasta mi pasuje.- uśmiechnęłam się zalotnie.
- W takim razie do zobaczenia.- przybliżył się do mnie i zamknął moje wątłe i drobne ciało w swoich umięśnionych ramionach. Patrząc na oddalającą się sylwetkę chłopaka, szeroki uśmiech malował się na mojej twarzy. Już miałam udać się do domu, aby nanieść poprawki na mój plan dnia, by harmonia mojego działania została nienaruszona, gdy nagle usłyszałam:
- Ida!- a mój umysł dostawał deja vu. Płochliwie niczym sarenka, odwróciłam się w stronę ulicy. Widząc wysoką brunetkę o brązowych, pełnych tajemnic, oczach, proporcjach idealnych dla modelki, poczułam niebywałe ciepło zalewające moje całe ciało. Iskierki w jej źrenicach były dostrzegalne z daleka. Rząd śnieżnobiałych zębów prezentowała odkąd się odwróciłam. Spontanicznym machaniem ręką, próbowała mnie nieco ośmielić. W pierwszej chwili nie wiedziałam co mam o tym wszystkim sądzić. Osoba, której nie widziałam dziesięć lat, nagle staje obok mnie. Lecz, żeby nie było. Nie jakaś zwykła dziewczyna, które od tak rzucała mi cześć na szkolnym korytarzu. Ten człowiek nauczył mnie, że nie ważne kim się jest, ważne są marzenia. Kolejna złota osoba w moim życiu, z którą stracił kontakt. Lecz teraz, po dziesięciu latach, staje naprzeciw mnie. A już teraz potrafię powiedzieć, że to nie ta sama Nora, którą zostawiałam przed laty w skąpanym, w wiosennym słońcu, Oslo. Była jedyną osobą, prócz rodziców, z którą mogłam porozmawiać w moim drugim ojczysty języku. Jej dziadek wyjechał kiedyś z Polski do pracy w Norwegii i tak już został. Była z niej ogromna patriotka i tak wielką wagę przywiązywała do języka polskiego, że mówiła lepiej niż ja, pomimo, iż u niej w domu prócz dziadka nikt go nie znał. Ja często rozmawiałam z mamą w jej języku. Tata rozumiał piąte przez dziesiąte i czasami wychodziły śmieszne sytuacje. Mama nauczyła mnie modlitwy w języku polskim i mimo, że już wiele razy próbowałam robić to także po norwesku, słowa nie miały już dla mnie, tak wielkiej wagi jak dotychczas.
- Ile to lat!- krzyknęła i zwinnym ruchem otworzyła furtkę, po czym wisiała już na mojej szyi. Przez chwilę miałam wrażenie, że to ta sama Nora, która odprowadzała mnie tego marcowego dnia do domu. Nadal pachniała dżemem truskawkowym, który w czwartej klasie, codziennie przynosiła na drugie śniadanie. Jednak trwając w uścisku, dotarło do mnie, że trzymam o połowę (najmniej!) szczuplejszą Norę. A jej niegdyś czarne włosy, nabrały czekoladowego połysku. Odrywając się ode mnie, ze łzami w oczach, przemówiła w końcu chrapliwym głosem:
- Gdzieś ty się podziewała przez te dziesięć lat?! - pokręciła głową z niedowierzaniem. Ilustrowała każdy centymetr mojego ciała, a ja odniosłam wrażenie, że co chwilę chce wtrącić swoją uwagę, ale jakimś cudem się powstrzymuje. Zapanowała cisza. Bojąc się podnieść wzrok wpatrywałam się w szarą kostkę mojego chodnika. Przełknęłam głośno ślinę. Nie wiedząc co mam robić i jak się zachować, wydusiłam z siebie niewyraźne i speszone Przepraszam. Brunetka po raz kolejny tego dnia rzuciła mi się w ramiona. Szlochała, że jest wyrodną przyjaciółką, że powinna szukać ze mną kontaktu za wszelką cenę, że teraz nie pozwoli mi już tak zniknąć, że jestem dla niej najważniejsza.
- Nawet nie wiesz jak bardzo za tobą tęskniłam.- powiedziałam łamiącym się głosem. W życiu każdego człowieka jest kilka takich chwil, w których odbiera mowę. Będą sobą dość nieśmiałą i bardzo cichą, skrzętnie udawało mi się ukrywać niepożądane emocje, jednak w tej chwili nawet lata praktyki poszłyby na marne. Tak, zaczęłam przy niej płakać. Tak wiele razy mi jej brakowała. Tak wiele razy chciałam jej się wygadać i przytulić. Tak wiele razy próbowałam się z nią skontaktować. Jednak nigdy nie miałam na tyle odwagi by wcisnąć zieloną słuchawkę. Na pewno miała mnóstwo swoich problemów, a ja nie chciałam dokładać jej swoich. Poza tym nie chciałam by ponownie przechodziła, to samo piekło, które przeżyła przez laty.
- Wejdźmy do środka.- zaproponowałam.- Mam ci tyle do powiedzenia!- uśmiechnęłam się.
Z kubkami ciepłej herbaty usiadłyśmy na moim łóżku i wpatrywałyśmy się w siebie. Chyba do żadnej z nas nie docierało, że po tak długiej i nagłej rozłące jeszcze kiedyś się zobaczymy.
- Opowiadaj jak u ciebie.- klepnęłam ją delikatnie w kolana, kalecząc polski język, przez co momentalnie popatrzyła się na mnie z dostrzegalnym mordem w oczach. Zachichotałam.
- Nawet nie wiem od czego mam zacząć.- westchnęła w końcu z radością.- Źle zdałam maturę.- skrzywiła się.- I nie dostałam się na prawo. Nawet nie wiesz jaki to był dla mnie cios. Babcia mówiła, żebym się nie martwiła, bo za rok mogę poprawić. Ale przez ten rok tyle się zmieniło, że postanowiłam, że pójdę na stomatologię.- zaśmiała się.- No i się dostałam.
- Na Uniwersytecie?- zadałam pytanie, które w jej odczuciu mogło wydawać się dziwne.
- Tak?- odpowiedziała powoli i niepewnie.- A czemu pytasz?- odbiła piłeczkę w moją stronę.
- Bo ja też.- ucieszyłam się.- I że my się jeszcze nie spotkałyśmy?!- zdziwiłam się.
- Jest tam około trzydziestu dwóch tysięcy uczniów, to chyba nie dziwne.- zakomunikowała bez głębszych emocji.- A co studiujesz?- zaciekawiła się.
- Medycynę.- mówiłam ożywiona zbiegiem okoliczności.
- Przecież to w jednym budynku.- szepnęła. Najwyraźniej jej też wszystko układało się w logiczną i spójną całość.- I ani razu na siebie nie wpadłyśmy.- powiedziała rezolutnie.
- My to jednak mamy szczęście.- zachichotałam.- Jak z tą dodatkową matematyką.- przypomniałam dawną historię, która zawsze będzie mnie śmieszyć, niezmiennie ile czasu od niej upłynęło.- Takich trzech jak nas dwie nie ma ani jednej.- zacytowałam klasyk.
- Ale ty i medycyna?- szturchnęła mnie w ramie po chwili ciszy.- Przecież ty nigdy nie byłaś dobra z biologii!- zauważyła.- Mama cię w to pchała?- podjęła drażliwy temat.
- Moja mama chyba nie wiem, że jestem na medycynie.- spuściłam wzrok.
- Rozwiedli się!?- pisnęła.- Christian i Maryśka?! Przecież to małżeństwo idealne!
- Nie, coś ty.- wysiliłam się na blady uśmiech.- Moja mama po prostu... zmarła.
- Słucham?- zdziwienie w jej oczach było ogromne. Zawsze mi powtarzała, że po mimo wieku moja mama trzyma się świetnie. Trzydzieści sześć lat i pierwsze dziecko, to wcale nie tak mało. Lecz bardzo dbała o siebie. Zawsze wyglądała bardzo kobieco, sukienki, spódnice, dobrze zrobiony makijaż i subtelnie dobrana biżuteria. Taką ją zapamiętam. A Nora traktowała ją jak własną matkę, której nie pamięta. Oboje zginęli w katastrofie lotniczej, gdy dziewczyna miała niecały roczek.
- Tego dnia, gdy tak nagle zniknęłam...- zaczęłam wpatrując się w okno- moja mama dowiedziała się, że ma raka wątroby. Nie było wiadomo ile czasu jej zostało, więc chciała spędzić go z najbliższymi w ojczyźnie. Po pięciu miesiącach miała operacje usunięcia połowy wątroby i śledziony. Brała chemię, podjęła dalsze leczenie. Wszystko wydawało się dobrze, ale po sześciu latach dowiedzieliśmy się, że mama ma nieoperacyjnego guza w mózgu. A to oznaczało tylko jedno - czekać na śmierć.- przerwała na chwilę by poszukać dla nas chusteczek.- Tata nie mógł usiedzieć bezczynnie. Szukał wszędzie, jakiejkolwiek pomocy.  Aż w końcu natrafił na eksperymentalne usuwanie guzów laserem. Ostrzegli nas, że ta metoda jest dopiero w fazie testów i mama ma pięćdziesiąt procent szans.- głos zaczął mi się łamać, a gula w gardle stawała się coraz większa.- Po pół roku operacja się odbyła, ale mama nie wybudziła się ze śpiączki. Trzy lata czuwaliśmy przy jej łóżku. Nie było żadnej poprawy, aż w końcu trzy miesiące przed śmiercią okazało się, że ma przerzuty na węzły chłonne. A tutaj nie było już żadnego wyjścia. Zostało nam tylko patrzeć jak umiera.- zaczęłam rzewnie płakać.- Zmarła w swoje pięćdziesiąte szóste urodziny...
Zapanowała cisza. Powietrze w pomieszczeniu stało się ciężkie i gorzkie. Obie siedziałyśmy zalewając się łzami, że życie jest, aż tak niesprawiedliwe. Mimo, iż mamy dopiero po dwadzieścia lat zostałyśmy bardzo dotkliwie doświadczone przez życie. Minęło kilkanaście dobrych minut zanim się uspokoiłyśmy. Przetarłam ręką łzy z pod oczu i sięgnęłam po kolejną chusteczkę by wysmarkać nos. Nora zerknęła na zegarek i cicho westchnęła.
- Muszę się zbierać na zajęcia.- powiedziała zniechęcona.
- O kurczaki ja też.- ożywiłam się widząc, że dochodzi już godzina dziewiąta.
- Na jedenastą?- uśmiechnęła się nieznacznie wskazując palcem na mnie.
- Tak. Podrzucić cię?- zapytałam.
- Nawet nie wiesz jak będę ci wdzięczna.- powiedziała wstając.- Wygramolić się z naszej dzielnicy to jakaś makabra. Jeszcze ten przystanek tak daleko na dodatek pod górkę...
- Mieszkam tutaj dopiero pięć dni, ale już zdążyłam się o tym przekonać.

Siedząc na ćwiczeniach z patofizjologi parę razy przyłapałam się, że co jakiś czas zerkam na zegarek, w duchu odliczając ile jeszcze zostało mi do wyjścia. Był to pierwszy taki przypadek, ponieważ  ćwiczenia zawsze były prowadzone w bardzo ciekawy sposób i aktywnie w nich uczestniczyłam. Jednak dzisiejszego dnia miałam ochotę jak najszybciej stąd wyjść i spotkać się z Johannem. Minuty upływały wolniej niż zwykle, a stękająca na środku dziewczyna wcale mi ich nie umilała. Wzdychając co chwilę przykuwałam uwagę chłopaka siedzącego obok.
- Widać, że zakochana.- parsknął żartobliwie. Ilustrowała go tylko spojrzeniem i znudzona przewróciłam oczami. Dziś nie trzymały się mnie żadne żarty. Jedyne czego chciałam to wrócić do domu, zjeść ciepły obiadek i pośmiać się z Forfangiem. Wyprostowałam ramiona opadając na oparcie krzesła po czym skrzyżowałam ręce na piersi i kolejny raz tego dnia westchnęłam.
- No to na dzisiaj byłoby wszystko. Kończymy już, bo widzę, że panienka Larsen umówiona.- zaśmiał się starszy wykładowca puszczając mi porozumiewawcze spojrzenie, że mogę już iść. Wybiegłam z sali jak poparzona.- Wiosna się zaczęła to i miłości też.-chichotał dalej.
    Na moje nieszczęście starsze roczniki i fizjoterapia także skończyły swoje zajęcia i na holu zrobił się ogromny ruch. Przeciskając się przez ludzi potrącałam wszystkich jak leci. Skręciłam w prawo. Zeszłam schodami w dół i już miałam wyjść, gdy przypomniałam sobie, że muszę zabrać jeszcze Norę. Wyjęłam telefon z kieszeni.

DO NORA: Czekam przy wejściu :) 

Nie czekając na odpowiedź schowałam iPhona, a po chwili ujrzałam radosną twarz przyjaciółki. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Już wiedziałam, że całą drogę do domu będę słuchać, jak dobrze poszło jej kolokwium i że dzięki temu nie będzie musiała pisać egzaminu.

Parkując na podjeździe zabrałam moją torebkę z siedzenia i udałam się do domu. O dziwo był otwarty. Nacisnęłam delikatnie klamkę i powoli weszłam do środka. Słysząc komentatora sportowego odetchnęłam z ulgą. Na widok siedzącego w salonie taty szeroko się uśmiechnęłam. Zdjęłam buty i na bosaka udałam się w głąb pomieszczenia.
- Cześć Iduś.- powiedział tata, spoglądając w moją stronę.
- Cześć, cześć.-rzuciłam udając się do kuchni.- Co do jedzenia?- zapytałam wyjmując talerz.
- Zupa pomidorowa.- zakomunikował.- Z ryżem, twoja ulubiona.
- Dziękuję. Kochany jesteś.
- Jest coś dla ciebie.- powiedział podnosząc się z miejsca.- Jakieś pudełko.- rzekł wręczając mi pudełko w kształcie serca. Zachichotałam i postawiłam prezent na blacie.
- To flower box.- poinformowałam go z rozbawieniem.- Takie pudełko kwiatków.
Otworzyłam je i ujrzałam pięknie ułożone, jedna przy drugiej, fioletowe róże, do których doczepiona była karteczka. Szybko pochwyciłam ją i schowałam do kieszenie. Skąd wiedział, że lubię fiolet?
- To nie daje się teraz takich normalnych bukietów?- zdziwił się spoglądając na róże przez moje ramię.- Chyba się już starzeję.-westchnął wracając na kanapę.
- Widzisz tato, za modą nie nadążysz.- pocieszałam go.- A tak właściwie- od kogo to?
- Johann przyniósł.- powiedział rezolutnie i posłał mi wymowny uśmiech. Odstawiając talerz z pomidorową na stół szybko wyjęłam malutką karteczkę dołączoną do bukietu.

Iduś, strasznie Cię przepraszam, ale wypadł mi trening <3 

Mina mi zrzędła, a apetyt na jedzenie nagle gdzieś odleciał. Przeczesałam ręką włosy i opadłam na krzesło. Robiąc kwaśną minę, ponownie spojrzałam na litery. Przysunęłam się bliżej do stołu. Kawałek papieru odłożyłam obok, po czym chwyciłam za łyżkę i próbowałam zjeść co nie co. Po kilku podejściach wepchnięcia w siebie kolejnych łyżek, odniosłam pusty talerz do zlewu. Idąc na górę chwyciłam jeszcze moją torebkę. Była dopiero godzina szesnasta, a ja byłam tak zmęczona jakbym co najmniej przebiegła maraton. Ciągnęłam nogę za nogą i gdy znalazłam się już w moim pokoju rzuciłam się na łóżko. Czując dziwną pustkę i jakiś dziwny, nieopisany... smutek wypuściłam powietrze z płuc. Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Uczucie osamotnienia i melancholii obległo mnie w tej chwili wyjątkowo mocno. Przełknęłam głośno ślinę i podniosłam się, zasiadając do biurka. Chwyciłam plan z korkowej tablicy i zaczęłam nanosić na niego poprawki. Podrapałam się po głowie w poszukiwaniu sensownego zajęcia. W imię dobrych stopni postanowiłam przeznaczyć jeszcze dwie godziny na naukę do piątkowego kolokwium. W sumie mam ich już cztery... Spojrzałam na plany z poprzednich dni. Czytanie książek, nauka, spacer i tak w kółko, gdy tylko miałam chwilę wolnego. Przełknęłam ślinę i uświadomiłam sobie, że moje życie staje się bardzo monotonne. Lecz czego nie robi się dla swojej reputacji w przyszłości. Tata często mi powtarzał, że jeżeli chcę być dobrym lekarzem i wieść życie na godnym poziomie, to będzie kosztowało mnie to dużo wyrzeczeń. Na razie ich nie dostrzegałam. Nie oglądanie telewizji jest jakimś wyrzeczeniem? Nie sądzę. Nawet jeśli miałabym do wyboru książkę czy telewizor wybrałabym książkę. Telewizja ogłupia. Nie można tam wierzyć w każde słowo. Programy informacyjne tak bardzo manipulują faktami, że po pewnym czasie staje się to niesmaczne. Ile można oglądać kłócących się polityków, zrzucających na siebie winę i odpowiedzialność? Czy nie wychodzenie na imprezy to jakieś ograniczenie? Chyba nie dla mnie. Nigdy nie przepadałam za głośną muzyką i tańcem. Alkoholu nie tknę nigdy w życiu. Wszystko co znajduje się w takim klubie po prostu do mnie nie pasuję, a ja nie pasuję do tego. Czasami zastanawiam się czy ja pasuję do życia? Nie mają facebooka, lubiąc muzykę klasyczną nie znajdę sobie przyjaciół w moim wieku. Na każdym kroku odkrywałam, że jestem inna od moich rówieśników. Fakt, że nie miałam jeszcze chłopaka i nigdy się nie całowałam nie stawiał mnie w dobrym świetle przy znajomych. Nigdy nie powiedzieli mi tego głośno, ale ich spojrzenia mówiły wszystko.
          Siedząc wygodnie na łóżku, obłożona z każdej strony notatkami, zorientowałam się, że  brakuje mi jednej książki. Zwlokłam się z łóżka i uklękłam przy szafce. Szukając potrzebnej mi lektury natrafiłam na małe, niebieskie pudełeczko. Chwyciłam je w dłonie, po czym ostrożnie otworzyłam. Moim oczom ukazało się kilka żyletek. Przyśpieszyłam oddech. Dolna warga poczęła mi drżeć. Zamrugałam kilkukrotnie sprawdzając czy, aby na pewno mi się to nie śni. Delikatnie wzięłam jedną do ręki. Obracałam ją z zaciekawieniem. Po moim ciele przeszły ciarko. Widząc niewielki ślad krwi odrzuciłam ją od siebie, przez co wpadła pod łóżko. Podsunęłam się pod ścianę, a kolana podciągnęłam pod brodę. Kolejne wzdrygnięcie. Na dworze zdążyło się już zapaść zmrok. Mrok w moim pokoju rozjaśniała tylko niewielka lampka nocna, stojąca obok łóżka. W końcu dostałam dziwnej siły, która kazała mi wyjąć metalowy przedmiot. Na kolanach zbliżyłam się do łóżka. Wsunęłam rękę pod nie. Czując coś zimnego pod palcami chwyciłam to. Ponownie wpatrywałam się w żyletkę. Spoglądnęłam na zamknięte drzwi. Po chwili przyłożyłam ostrożnie żyletkę do nadgarstka. Czując chłód metalu na ciele, znów przeszły mnie ciarki. Nie miałam takiej odwagi jak kilka lat temu. Nie miałam odwagi przejechać nią po skórze. Nie byłam już taka bezsilna wobec losu jak tamtego dnia. Przełknęłam ślinę. Wpatrywałam się w kawałeczek metalu przyłożony do mojej ręki i zastanawiałam się, co kierowało mną tamtej chwili, i nie umiałam sobie odpowiedzieć. Nie wiedziałam co sprawiło, że pocięłam się tak mocno, że krewa lała się z moich rąk przez trzy dni. Uśmiechnęłam się przez łzy na samo wspomnienie tego wydarzenia. Jakim cudem nie wykrwawiłam się wtedy na śmierć? Znów dreszcze. Westchnęłam. Podniosłam się z kolan i odłożyłam ją do pudełeczka. Zamknęłam je i schowałam jeszcze głębiej niż były. Przez chwilę siedziałam na podłodze nie wiedząc co mam ze sobą zrobić. Czując, że zaschło mi w gardle wyszłam z pokoju i zeszłam powoli na dół. Ręce mi się trzęsły i za nic w świecie nie mogłam tego opanować. Rozlewałam wodę na blacie, a tata dziwnie przyglądał się mojemu niecodziennemu zachowaniu. Spojrzałam na niego i pospiesznie zaczęłam wycierać wodę.
Dzwonek do drzwi. Zastygłam w bezruchu ze szklanką przy ustach. Ojciec skiną głową bym
otworzyła. Posłałam mu blady uśmiech i udałam się do drzwi. Wzięłam głębszy oddech i otworzyłam je. Gdy zobaczyłam kto za nimi stoi uśmiech sam wkradł mi się na twarz.
- Strasznie Cię przepraszam, że tak późno, ale trener długo marudził.- westchnął przekraczając próg.- No i wybacz, że musiałem odwołać nasze spotkanie.- zasmucił się.
- Nic się nie stało.- uspokoiła go.- Każdemu może się zdarzyć.
- To dla ciebie.- powiedział po dłuższej chwili wpatrywania się we mnie i wręczył mi bukiet kolorowych róż. Posłałam mu szczery uśmiech, który z resztą odwzajemnił.
- A tak właściwie to mam do ciebie sprawę...- zaczął tajemniczo czym trochę mnie zmartwił.
- Więc może wejdziesz?- zaproponowałam, na co przystał.
- Dobry wieczór!- rzucił do mojego taty siedzącego przed telewizorem.
- Cześć Johann.- odpowiedział posyłając mi wymowne, rozśmieszające spojrzenie. Ja odpłaciłam mu się morderczą miną, a on tylko podniósł ręce w geście obrony. Forfang, stojący koło mnie zachichotał. Przewróciłam oczami i pociągnęłam chłopaka za kurtkę, mówić ciche, ale stanowcze Chodź już. Tym razem usłyszałam śmiech taty, przez co zatrzymałam się, a Johann uderzył w moje plecy po czym przewróciłam się w przód.
- Ofiara.- zaśmiał się skoczek.
- Spadaj cepie.- odgryzłam się i spojrzałam na niego. Zaczęłam się śmiać w niebo głosy, ponieważ wyglądał jak chomik, gotowy do ataku. Jednak po chwili pożałowałam, że tak go nazwała. Chłopak zaczął czochrać mnie po włosach, a ja w geście samoobrony zaczęłam go łaskotać przez co oboje leżeliśmy na schodach w dość dziwnej pozycji.
- Oj dzieci, dzieci.- westchnął mój tata stojący na dole.- Troszkę ciszej bym prosił.- śmiał się z nas, a my zastygliśmy w bezruchy patrząc przestraszeni na siebie. Chcąc wybrnąć jakoś z tej krępującej sytuacji odskoczyłam jak poparzona, przez co uderzyłam chłopaka kolanem w dolną wargę. Zanim on zdążył zareagować, ja już trzymałam jego twarz w dłoniach.
- Jezu...- pisnęłam.- Johann nic ci nie jest?- zapytałam, a ten nic nie odpowiedział.- Nie płacz, nie płacz.- przytuliłam go i gładziłam ręką po plecach. W tej chwili troszkę się z niego naśmiewałam, ale on wcale nie musiał o tym wiedzieć...
- Ładnie pachniesz.- zaśmiał się obejmując mnie w talii.
- To ja tutaj się martwię, że umierasz mi na rękach, a ty sobie ze mnie żarty robisz?- udałam obrażoną. Przez to, że stałam dwa schodki wyżej byłam nieznacznie większa od niego.
- Nawet nie wiecie jak pięknie razem wyglądacie.- znów przemówił mój tata, a ja miałam ochotę wysłać go do mamy, ale przewróciłam tylko oczami.
- Powiada pan?- staną przodem do niego i objął mnie ramieniem .- Bo ja też tak uważam.- oparł rękę na biodrze zabawienie ruszając przy tym brwiami.
- Weźcie skończcie.- burknęłam zrzucając jego rękę z mojego ramienia.- A ty chodź.- rzuciłam do chłopaka, ponownie ciągnąc go za ramię.
- Tylko grzecznie tam!- krzyknął tata. Ja zrobiłam minę mordu i przemilczałam temat.
Weszliśmy do mojego pokoju, a ja zobaczywszy, że moje notatki walają się po całym łóżku, wpadłam w panikę, że nie jestem przygotowana na gościa.
- Przepraszam, ale troszkę się uczę.- rzuciłam speszona i pospiesznie zaczęłam sprzątać.
Forfang uśmiechnął się tylko pod nosem i od razu usiadł na łóżku. Oparł głowę o ścianę, a nogi rozprostował na pościeli. Po chwili zajęłam miejsce obok niego.
- Co chciałeś mi powiedzieć?- zapytałam zaciekawiona i spojrzałam na niego.
- Jak wiesz albo i nie, ale Christian na pewno wie - w ten weekend są ostatnie zawody sezonu. Ogólnie skoczkowie przyjeżdżają ze swoimi dziewczynami, żonami, rodzinami. W tamtym roku pojechałbym z Celiną, ale, że teraz nie mam z kim, to chciałem zapytać, czy nie pojechałabyś ze mną?- popatrzył się na mnie i wyszczerzył swoje zęby.
- Johann...- westchnęłam chowając twarz w dłoniach.- W piątek mam kolokwium.- przemówiłam po chwili ciszy.- Bardzo mi zależy żeby dobrze go napisać, bo potem może ominąć mnie egzamin.- wpatrywałam się w niego.- Przepraszam.- szepnęłam.
- Nie masz za co.- odpowiedział szybko.- Mogłem powiedzieć ci wcześnie, ale nie spodziewałem się, że jeszcze kiedykolwiek cię zobaczę.- spojrzał na mnie swoimi niebieskimi oczami, a po moich plecach przeszły dreszcze. Odwróciłam wzrok.
- Co jak co, ale do Norwegii zawsze wrócę.- zaśmiałam się.

***
Bosz... Jaki ten rozdział długi wyszedł! Na początku nie miałam na niego pomysłu, ale jak już coś mi wpadło to wyczerpałam to do końca :) Nie jestem pewna w jakim stanie dostaniecie następny rozdział bo mam masę nauki (5.0 samo się nie zrobi)... Bierzmowanie za 2 tyg i rehabilitacja :( Fajnie... Wyrobić się wyrobię, ale nie wiem czy będzie dało się to czytać...

BARDZO WAŻNE!!
Jeżeli chcecie być informowane to zapraszam do zakładki INFORMOWANI! Bardzo ułatwiłoby mi to informowanie o rozdziale, ponieważ nie chcę mi się szukać pod każdym rozdziałem, kto prosił by go informować :( Z góry dziękuję :)

Wasza Paula. S



WIĘCEJ KOMENTARZY = LEPSZE ROZDZIAŁY DLA WAS!


13 komentarzy:

  1. Hej kochana!
    Wreszcie jestem i wszystko nadrobilam.
    Tata naszej bohaterki jest przezabawny! Te jego testy, widac ze ma swietny komtakt z corka.
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Naprawdę długaśny ten rozdział. :D Nieźle musiałaś się napracować. Pewnie trochę przy nim wiedziałaś.
    Ale ma to swoje plusy, bo rozdział jest świetny. :)
    Ida ma szczęście, że po takim czasie, dziesięć lat to jednak sporo, jej koleżanka, a nawet przyjaciółka, ją jeszcze pamięta i potrafiła ją rozpoznać na ulicy. :)
    I jeszcze Johann. Uroczy chłopak.
    Z niecierpliwością czekam na kolejny i dużo weny życzę oraz przepraszam za kiepski komentarz, ale muszę się uczyć i nie mam za bardzo głowy, do pisania sensowniejszych rzeczy. Przy kolejnym obiecuję poprawę. ;)
    Ściska. ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Cześć!
    Naprawdę długi ten rozdział. W głównej mierze chyba dlatego, że tyle się wydarzyło.
    Szaleństwo z tymi spotkaniami. Najpierw z biegającym Johannem, a potem z Norą. To było takie pozytywne :-)
    Ida tak uroczo się zasmuciła na wieść, że Forfang odwołał spotkanie i nastąpiła ta ciemniejsza strona rozdziału.
    Niby Ida nie ma już tyle siły, by jednym ruchem sprawić sobie ból przy użyciu żyletki, ale tajemnicze pudełko wciąż przetrzymuje, zamiast wyrzucić je, aby nigdy więcej jej nie kusiło.
    Johann i Ida i jeszcze ojciec dziewczyny.... Uwielbiam ich!
    Może Ida zmieni jeszcze decyzję odnośnie do wyjazdu na zawody kończące sezon? ;-)
    Czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. długość tego rozdziału wręcz mnie powaliła na kolana! a te opisy... oja ❤
    fajnie, że udało się jej spotkać starą przyjaciółkę ;) nadrobią to wszystko i.. i będzie super, co nie? przecież dla każdego musi kiedyś przyjść dobry czas.
    no i Johann... mamma mia! ❤❤
    czekam na kolejny!!

    OdpowiedzUsuń
  5. ja z chęcią z Nim mogę pojechać :D dziewczyno pieprzyć uczelnię! trzeba na imprezkę jechać i to nie byle jaką :d no serio świetnie Ci ten rozdział wyszedł! trochę smutku, trochę łez i wzruszeń... dużo emocji i najważniejsze! śmiech. Dziękuję Ci za ten rozdział :* pisz szybko... po co Ci 5.0 xD młoda jesteś :P zmieni Ci się w liceum, a potem na studiach hihi :P

    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Tata Idy - made my day, poważnie 😂
    Sama bym chciała mieć takiego wyluzowanego tatusia xD
    Długość dla mnie jest idealna! Nie masz co narzekać że za długi 😉
    Tyle emocji od łez po śmiech.
    Czyżby Johann uderzał do bohaterki? W sumie może wyjść z tego dość komiczna para 😁
    Czekam na ciąg dalszy! :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Jestem!
    Świetny rozdział, no i jaki długi *.*
    W dodatku genialne opisy. Jak ty to robisz, co? :) Emocje, radość... wszystko w jednym. Tata Idy, kurczę, aż ciężko się nie uśmiechnąć, naprawdę.
    Fajnie, że Ida spotkała starą przyjaciółkę, warto zawsze mieć kontakt z ludźmi, których kiedyś się lubiło. Jak widać, pamiętała ją pomimo lat.
    Johann... uroczy na swój sposób, ale jakoś nadal nie mogę go w pełni rozgryźć :)
    Czekam na kolejne!
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  8. Przepraszam za nieobecność pod poprzednim rozdziałem, ale (podobnie jak ty) jestem na etapie podciągania średniej, co dość mozolnie mi idzie :D Ale nie przedłużając...
    Ja to mam wrażenie, że Ida jednak pojedzie z Johannem. Sumienie będzie ją gryzło i nie da spokoju :D
    Tata Idy... Żeby mój był taki "na bieżąco", to może bym miała z kim pogadać o skokach :P
    Czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam i weny życzę! :))

    OdpowiedzUsuń
  9. Konkretnie długi rozdział, ale dobrze się go czytało. Już się martwiłam, że jak odwołał to totalnie lipa, ale jednak chłopak ma klasę. Poza tym takie spotkanie kogoś bliskiego po 10 latach... Super.
    W sumie to taka kumulacja. Dwie rzeczy na raz. ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Jestem, przepraszam, że z takim poślizgiem :(((
    Rozdział cudowny ❤❤❤
    Johi <333 romantyk hie hie XDDDD
    Fajnie, że spotkały się po tylu latach, prawdziwa przyjaźń przetrwa wszystko :)))
    Czekam na kolejny <3
    Buziaki :***

    OdpowiedzUsuń
  11. Hej!
    Standardowo spóźniona, ale w końcu jestem.
    Cieszę się, że Idzie się w końcu zaczęło układać. Mam nadzieję, że odnowiona znajomość z Norą dobrze na nią wpłynie. A co do Johanna to są razem tacy słodcy, że aż by się chciało schrupać! I ta scena na schodach - poezja! Hahahah ale i tak Christian najlepszy!
    Czekam na więcej i pozdrawiam:*
    Verity

    OdpowiedzUsuń
  12. Cześć :D
    Jestem w końcu! Przepraszam za nieobecność i brak komentarza pod ostatnim rozdziałem... :(
    Johann się rozpędza. Już zabierać Idę na zawody? :P Napalił się :D W sumie to chyba dobrze. Ida zasłużyła na coś dobrego i trochę szaleństwa. Mam nadzieję tylko, że ma dobre zamiary.
    Dziewczyna spotkała się z przyjaciółką po latach. Wszystko zaczyna się układać, bo nie będzie już taka samotna.
    Czekam na następny :D
    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  13. Hej Kochana! :)
    Zaprosiłaś mnie tutaj dość dawno, ale niestety dopiero teraz mogłam się zjawić, za co bardzo przepraszam. :(
    Rozdział? Świetny! :D
    Widać, że włożyłaś w niego wiele pracy i serca, bo jest dość długi, ale zarazem dobrze napisany, więc nie odwaliłaś pańszczyzny! :D Poprzeczka zawieszona wysoko, a Ty podołałaś. ♥
    Cieszę się, że Ida spotkała swoją przyjaciółkę z dawnych lat. Skoro dziewczyna ją rozpoznała, to oznacza to, że Ida nie była jej obojętna i że traktowała ją jak przyjaciółkę. :) Takie spotkania są naprawdę miłe. :)
    Kolejnym miłym aspektem tego rozdziału jest spotkanie Johanna. :D Kto by pomyślał?! :D No i po radości pojawia się też smutek na wieść, że Forfang odwołał spotkanie. :( Rozumiałam rozczarowanie dziewczyny, bo takie same emocje pojawiły się wewnątrz mnie. :(
    Co do pudełka... Ono mnie przeraża... Uważam, że dziewczyna powinna się go pozbyć raz na zawsze. :)
    Z niecierpliwością czekam na kolejny! ^^
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń