poniedziałek, 18 kwietnia 2016

3.Kto położył tutaj to gówno!


          - Tato!- krzyknęłam gdy tylko zobaczyłam jego postać w drzwiach.- Zgubiłam telefon! Rozmawiałam jeszcze z Tobą, a potem nie mogłam go już znaleźć. Wracałam się do przystanku, ale tam go nie było. Przecież leżał tam tak długo, że już pięć razy można było go ukraść. Ale ja jestem sierotą, tato, ja przepraszam.- mówiłam na jednym oddechu jak nakręcona. Nie mając pewności, że tata cokolwiek zrozumiał, podniosłam niepewnie wzrok.
- Już się znalazł.- położył dłoń na moim ramieniu, bym choć trochę się uspokoiła.
- Dzięki Bogu!- odetchnęłam z ulgą opadając na kuchenne krzesło.- Gdzie jest? 
- Dzwonił chłopak, który go znalazł. Umówiłem go na trzynastą.- powiedział.- U nas.- dodał szybko i mało wyraźnie, przez co zapanowała chwila ciszy, gdy ja układałam logicznie bełkot, który wydobył się z ust mojego ojca. Po chwili zapytałam prędko z zainteresowaniem: 
- A kto to był?- moja ciekawość brała górę nad kulturą.
- Nie przedstawił się.- wzruszył ramionami nalewając wodę do czajnika. 
- Czyli mam rozumieć, że umawiasz mnie z jakimś obcym facetem przy okazji zdradzając mu nasz adres zamieszkania?- zdenerwowałam się wstając z miejsca.- Gdybym nie wiedziała, że zostajesz w domu, pomyślałabym, że postradałeś zmysły.- rzuciłam z dezaprobata.
- Ale ja jutro wychodzę.- odwrócił się w moją stroną z uśmiechem, a ja westchnęłam. 
- Wychodzę.- rzuciłam po chwili, zakładając moje śnieżnobiałe Superstary.- Obiadu nie zdążyłam ugotować. Wrócę, za trzy godziny.- poinformowałam.- Może mniej.
- Przyjechać po Ciebie?- zapytał z wyczuwalną troską w głosie, gdy byłam już w drzwiach. Chwilę się zawahałam, lecz nie trwało to długo, ponieważ długa droga autobusem, na dodatek odcinek do pokonania pieszo przy zmroku, nie wydawało mi się to korzystną opcją na dzisiejszy wieczór. 
- Możesz.- rzuciłam na odchodne i zamknęłam za sobą drzwi. 

          Pobudka dzisiejszego ranka była dla mnie wyjątkowo potworna. Słysząc dźwięk budzika stojącego na szafce nocnej, podniosłam niemrawo rękę przez co zrzuciłam go na podłogę. Jednak jego sygnał nadal informował mnie, że pora wstawać. Niechętnie oderwałam głowę od poduszki i podnosząc się na rękach zastygłam w dziwnej pozycji. Mając dość pisku wydobywającego się z zegarka szybko zgarnęłam go z podłogi i wyłączyłam. Usiadłam na piętach ilustrując pogodę za oknem. Słońce niepewnie przedzierało się zza chmur. Przejechałam ręką po rozczochranych włosach i zamknęłam na chwilkę oczy przechylając się przy tym na bok, po czym znalazłam się na ciepłej kołdrze, z której nie miałam zamiaru wychodzić. Słysząc kroki na schodach zbliżające się do mojego pokoju, wyskoczyłam z łóżka jak poparzona po czym weszłam do garderoby w poszukiwaniu odpowiedniego stroju na dzisiejszy dzień. Słysząc ciche pukanie, wychyliłam głowę w kierunku drzwi mówiąc: Proszę.  Po chwili w pokoju stał tata. W dresach, jeszcze nie ogolony i nie gotowy do wyjścia. Rzadko widziałam go w takim stanie, przez co dokładnie mu się przyjrzałam.
- Śniadanie masz na stole. Do kancelarii mam na dwunastą, więc możesz wziąć samochód i jechać na ćwiczenia.- poinformował mnie z troską w głosie i uśmiechem na ustach. 
- Dobrze.- pokiwałam grzecznie głową.- Nie miałeś mieć dzisiaj wolnego?- zapytałam marszcząc czoło.- Dziś środa.- zakomunikowałam.- Powinniśmy spędzić dzień razem. Tak jak zawsze.
- Hans się rozchorował i muszę przejąć jego sprawy.- westchnął niezadowolony. 
- I akurat padło na Ciebie?- zapytałam z wyrzutem.- Oprócz Ciebie są jeszcze 4 inne osoby.
- Kochanie...- zaczął siadając na moim łóżku.- Kupujemy mieszkanie w nowym apartamentowcu, zdałaś na prawo jazdy chyba nie po to, żeby jeździć autobusem. Trochę gotówki nam się przyda. 
- Może masz racje.- westchnęłam siadając obok niego.- Po prostu martwię się o Ciebie. Po śmierci mamy nawet jeszcze bardziej.- spojrzałam w jego stronę.- Nie chcę żebyś się przepracowywał. 
- Wszystko jest dobrze.- uśmiechnął się obejmując mnie ramieniem.- Dziękuję, ale nie masz się czym przejmować. Po prostu nie chcę, żebyśmy po kupnie mieszkania zaczynali na minusie.- ucałował mnie w czoło.- A teraz jeśli nie chcesz się spóźnić, to radziłbym się zbierać. Nie masz za dużo czasu.- wstał, a ja odruchowo popatrzyłam na zegarek, który zdążyłam założyć na nadgarstek. 
- Już siódma?!- wrzasnęłam pędząc do łazienki, za chwilę wracając, ponieważ zapomniałam zabrać ubrać z szafy. Wracając z powrotem, jak to mówią Gdy się człowiek spieszy to się diabeł cieszy, potknęłam się o leżący na korytarzu chodniczek i z hukiem upadłam na podłogę.
- Kto położył tutaj to gówno!- wrzasnęłam zrzucając kawałek materiału ze schodów. 


        Parkując białym, dość brudnym, Jeepem na podjeździe wyjęłam kluczyki ze stacyjki i udałam się do domu. Już od progu dało się wyczuć aromatyczną marynatę na pieczeń, która zagości na naszym stole w porze obiadowej. Pociągając nosem, zamknęłam oczy i przypomniałam sobie, jak mama robiła to danie, a ja będąc ciekawskim dzieckiem zrzuciłam na siebie mięso wraz z ziołami. Zaśmiałam się pod nosem, a słysząc głośne Cześć otworzyłam oczy i udałam się do kuchni. Zdejmując kurtkę usłyszałam Marsz Wiosenny Bethovena. Mama z tatą od zawsze gustowali w muzyce poważnej. Uwielbiali chodzić do teatru i galerii. Ja będąc ich córką często zostawałam wręcz zmuszana do chodzenia razem z nimi. Mogłam znieść wszystko. Codzienne, spotkania przy herbatce wraz z koleżankami mamy, wielogodzinne koncerty w teatrze, które czasami były na prawdę piękne, ale nie godzinne chodzenie po galeriach i wystawach. Było to dla mnie wręcz nudne. A zachwyt nad dwiema kreskami namalowanych czerwoną i niebieską farbą był dla mnie rzeczą absurdalną. Ludzie byli gotowi zapłacić za to miliony dolarów, podczas gdy ja, w wieku pięciu lat, umiałam namalować dokładnie coś identycznego. Tata znając mnie dobrze, wiedział, że nie podzielam tak wielkiego zamiłowania do sztuki co oni, dzięki czemu, udawało mi się zostać w domu. 
Robiąc kilka kroków w przód, naprzeciw mnie wyszedł ojciec pośpiesznie łapiąc płaszcz.
- Pieczeń musisz tylko wstawić do piekarnika i ugotować ryż. Na blacie jest naszykowany. Dwa woreczki brązowego, jeden białego.- mówił pośpiesznie wykonując kilka czynności na raz.- Ja muszę już uciekać, bo jestem już spóźniony. Wrócę późno, nie czekaj z kolacją.- powiedział prędko zamykając za sobą drzwi, przez co nie zdążyłam odpowiedzieć nawet zwykłego dobra. 
Przekręciłam kluczyk w drzwiach, ponieważ będąc samej w domu wolałam nie kusić losu i dla pewności, idąc na górę, zamknąć drzwi i w spokoju zaszyć się w swoim pokoju. Idąc po schodach, przypomniałam sobie o obiedzie. Czując głód, postanowiłam wrócić na dół. Mięso stało w naczyniu żaroodpornym na blacie z przyklejoną karteczką Piec dwie godziny. Przygryzłam wargę drapiąc się po nosie. Po chwili namysłu włożyłam mój obiad do piekarnika, następnie otwierając lodówkę w poszukiwani jakiejś przekąski. Wielkiego wyboru nie miała, ponieważ tata nie zrobił rano zakupów. Jednak na samej górze dostrzegłam kabanosy. Będąc mięsożercą, gdy tylko je zobaczyłam nie chciałam już nic innego. Zastanawiałam się już nad tym kilka razy, ale nadal nie mogłam tego pojąć, jak to możliwe, gdy moja mama była wegetarianką, a tata nie był jakimś wielkim miłośnikiem mięsa, ja mogłam wyrosnąć na takiego miłośnika wieprzowiny. Chcąc ustawić przypomnienia, bym nie zapomniała o ugotowaniu ryżu, chwyciłam się za kieszeń spodni, zorientowałam się, że nie mam telefonu. Przy okazji przypominając sobie, że o trzynastej mam gościa. Chwytając całą paczkę kabanosów udałam się wolnym krokiem do swojego pokoju. Siadając na łóżku poczułam chłód przebiegający mnie po plecach, przez co przypomniałam sobie, że rano tata nie palił w piecu. Odchyliłam głowę to tyłu i westchnęłam. Centralne ogrzewanie to jakiś koszmar. Nie dość, że jest z tym dużo roboty, ponieważ ciągle trzeba mieć pod dostatkiem drzewa lub węgla, to jeszcze muszę pamiętać by podkładać, bo wygaśnie. Marudząc, że nie zjem sobie, zeszyłam na dół do kotłowni. Nawrzucałam jakiś wiórów do picia i drzewa, podpaliłam wszystko i zostawiłam. Maszerując uradowana na górę, by w końcu podjeść sobie co nie co, weszłam do mojego pokoju i usiadłam przy biurku. Poruszałam myszką i zaczęłam przeglądać oferty wakacji w ciepłych krajach. Jeszcze nigdy nie byłam na prawdziwych, kilku dniowych wakacjach. Dwa razy rodzice wysłali mnie na kolonie do Trondhaim, lecz nie wspominam ich dobrze. Jeżeli już jechałam gdzieś z rodzicami, to tylko na jeden dzień. Pochłaniając coraz to nowego kabanoska, przeglądałam po raz seny ofertę wyjazdu na Seszele. Pewną sumę miałam już odłożoną, przez co tata nie będzie musiał dokładać się nawet do połowy. Bilety to groszowe sprawy, ponieważ zarezerwowałam je dużo wcześniej. Jedynym problemem będzie przekonanie ojca, by pojechał ze mną. Inna opcja nie wchodziła w grę. Nie mam żadnej przyjaciółki, która mogłaby ze mną polecieć, o chłopaku nie wspominając...
Przełykając kolejny kęs suchej kiełbasy usłyszałam dzwonek do drzwi. Spojrzałam na zegarek i szerzej otworzyłam oczy, a w głowie zawirowała mi myśl jedna myśl: telefon
- Cholera.- burknęłam pod nosem i łapiąc w pośpiechu dwie gumy do żucia, pobiegłam na dół, by otworzyć drzwi. Będąc już przy wejściu przejrzałam się jeszcze w lustrze i chwyciłam za klamkę. Za nimi stał uśmiechnięty od ucha do ucha szatyn. Wyższy ode mnie o dobre dwadzieścia centymetrów lub więcej (!), w okularach przeciw słonecznych na nosie. 
- Ida!- krzyknął i rzucił się na mnie. Trzymał mnie w swoich objęciach tak mocno, że ledwie oddychałam. Swoją drogą musiało wyglądać to komicznie, ponieważ ja sięgałam mu w okolice ramion i byłam dwa razy drobniejsza. Czując przy swoim policzku kolec róży chrząknęłam niepewnie i cichutko, myśląc, że usłyszy. Jednak nic z tego. Gdy poczułam, jeszcze bardziej ograniczony dostęp do powietrze, rzekłam nieco głośniej:
- Kwiatki. 
Chłopak delikatnie mnie puścił, odsuwając się ode mnie o kilka kroków. Zilustrował mnie wzrokiem, a jego uśmiech znów pojawił się na twarzy. Po chwili niezręcznej ciszy powiedział:
- To dla Ciebie.- wręczył mi ogromny bukiet białych róż, które uwielbiałam. 
Spryciarz. - pomyślałam.- Wie jak się dobrze ustawić.
- Dziękuję.- odwzajemniłam uśmiech.- To bardzo miłe z Twojej strony. Proszę wejdź.- wskazałam ruchem ręki na salon, po dłuższej chwili ciszy. Zajął miejsca przy stole w salonie, a ja wstawiłam kwiaty do wazonu, stawiając go obok siebie. 
- Myślałem, że znam to miasto jak własną kieszeń, ale przyznam się, że miałem małe problemy, żeby trafić do Ciebie.- zaśmiał się. 
- W sumie to Ci się nie dziwię.- odparłam.- Z drogi nie widać domu i w sumie można pomyśleć, że w tej uliczce nic nie, ma ale gdy podjedzie się bliże... 
- Taki trochę kamuflaż.- zażartował.
- W sumie.- uśmiechnęłam się i po raz kolejny nastała krępująca cisza. 
- Nic się nie zmieniłaś.- przyglądał mi się uważnie.
,,Zmieniłam. Oj, nawet nie wiesz jak bardzo.'' 
- Byłbym zapomniał.- sięgną do kieszenie wyjmując z niej mojego złotego iPhona.- Proszę, Twoja zguba.- położył telefon na stole.- Chciałem oddać Ci go jeszcze na ulicy, ale chyba nie słyszałaś mojego wołania.- przyznał drapiąc się delikatnie po głowie.
- Więc to byłeś ty.- ożywiłam się, chowając telefon do kieszeni.- Faktycznie, ktoś wołał Ida, ale myślałam, że to nie do mnie. Praktycznie nikt mnie tutaj nie znam.- westchnęłam.
- Wcześniej wpadliśmy na siebie.- podawał kolejne fakty z wczorajszego dnia.
- To byłeś ty?- zdziwiłam się.- Nie obraź się, ale szybciej poznałam Cię w telewizji niż na żywo.
Zaśmialiśmy się oboje, a jego czoło zmarszczyło się uroczo, przez co mimowolnie przygryzłam dolną wargę. Zmienił się. Wyprzystojniał cholernie. Z niskiego i kościstego chłopaczka, który był najszybszy na lekcjach wuefu, stał się wysokim, umięśnionym Johannem, który zapowiadał się na świetnego skoczka narciarskiego. 
- Ale lepiej opowiedz co u Ciebie?- zapytałam opierając się o oparcie krzesła.
- Cóż...- wziął głęboki oddech.- Wyprowadziłem się od rodziców, kupiłem nowy samochód i coś tam sobie trochę skaczę.- puścił mi oczko.
- Tak troszkę, że w sobotę zająłeś drugie miejsce.- zaśmiałam się.
- Czyli oglądałaś?- zaciekawił się opierając łokciami o brzeg białego blatu.
- Nie...- zawstydziłam się.- Tata zawołał mnie, żebym zobaczyła podium.- mruknęłam.
- To się niedługo zmieni.- uśmiechnął się podstępnie.
- Czy ty coś sugerujesz?- uniosłam zabawnie jedną brek ku górze.
- Ależ skąd...- wypierał się.- Nic, a nic. 
- Może jesz ze mną obiad?- zapytałam udając się do kuchni. 
- Nie chcę robić Ci problemu.- spojrzał w moją stronę.
- Właściwie to zrobisz mi tym samą przyjemność, bo tata wróci późno.

***

Ok. Zgadzam się. Możecie mnie zabić za te denne dialogi. Ja po prostu nie wiem jak to się dzieje. Zawsze jestem taka rozgadana i to ja podtrzymuje wszelkie rozmowy, ale tutaj to ja nic konkretnego nie umiem napisać! No co to ma być!! Jednak obiecuję, że w następnym rozdziale o wiele bardziej się do nich przyłożę :)
Tak ogólnie, to u mnie wszystko ok, ręka się goi może w tym tygodniu ściągną mi gips z ręki. Tak poza tym to bardzo dziękuję, za miłe życzenia pod poprzednim postem. Jest  mi bardzo miło czytać takie rzeczy :)
No i prawie bym zapomniała! Jeśli w gronie moich czytelników jest jakaś trzecioklasistka to chciałabym powiedzieć, że będę za Ciebie mocno trzymać kciuki, by poszło ci jak najlepiej! :) Mnie te katorgi czekają za rok :/  W tym mam jeszcze wolne, ale w następnym nie będzie mi wcale do śmiechu. Dobrze, nie zanudzam już. Ja padam na twarz bo jest po północy, a ja miałam dziś troszkę męczący dzień, a tydzień był jakiś masakryczny, szczególnie pod względem piłki nożnej. Ja nie rozumie, wszystkie moje kluby, którym kibicuję, albo opadły z LM, albo z LE. Fatum. Ja marzę już o położeniu się do łóżka, także dobranoc :*

WIĘCEJ KOMENTARZY = LEPSZE ROZDZIAŁY DLA WAS!

10 komentarzy:

  1. Zapraszałaś mnie na dwójkę a tu już trójka. Naprawdę przepraszam za moje spóźnienie 😥

    Zgubienie telefonu to tragiczne uczucie. Nie polecam. Zwłaszcza jak ma się na karcie pamięci zdjęcia które nie powinny ujrzeć światła dziennego 😂
    Jestem zaskoczona że Johann poznał Idę od razu.
    Przypadek że to on znalazł telefon? Nie sądzę 😂
    Jestem ciekawa co się kryje za jego słowami że niedługo Ida będzie oglądać skoki... Hmmm...
    Czekam na następny, jakbyś mogła mnie informować :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem!
    Kochana, rozdział jest naprawdę w porządku, dialogi wcale nie są denne, więc... wybacz, ale nie mam za co cię zabić :) Jak dla mnie wszystko jest dobrze napisane.
    Hmm... tak się teraz zastanawiam. Jakim cudem Johann poznał Idę od razu? Nie wiem, ale mi się to wydaje lekko podejrzane. Albo ja po prostu znowu szukam jakiegoś nieistniejącego podstępu :)
    Tak czy siak, jestem strasznie ciekawa, jak to się dalej potoczy.
    Wszystkiego dobrego, oby twoja ręka jak najszybciej doszła do stanu normalności :)
    Czekam!
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  3. Cały rozdział jest w porządku. A i dialogi niczego sobie. Chyba za dużo od siebie wymagasz ;-) Nie każda wypowiedź musi ociekać dowcipem i być bardzo błyskotliwa. Takie normalne, zwyczajne rozmowy też są ok :-)
    Ja skupiłam się tu jednak najbardziej na spotkaniu Idy z Johannem. Zachowanie chłopaka wydaje mi się co najmniej lekko podejrzane. Poznał ją na ulicy ot tak, akurat on znalazł jej telefon. Do tego przychodzi z kwiatek w dłoni i najwyraźniej ma jakieś plany związane z dziewczyną. No, no. Aż się boję myśleć z czym on zaraz wyskoczy.
    Czekam więc na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam i życzę wszystkiego dobrego:-)

    OdpowiedzUsuń
  4. No zastanawiałam się kto jest tym przystojnym szatynem... no i wyszło :D
    ładnie, ładnie... robi się coraz ciekawiej :)
    Co do dialogów? naprawdę nie wiem co Ci się w nich nie podoba... są na luzie, takie jakie powinny być :)
    swoją drogą... jak na tak młodą osobę piszesz naprawdę dobrze :)
    Życzę weny i powodzenia!

    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Dialogi są naprawdę wporząsiu. :) Nie ma się do czego przyczepić, przynajmniej wg mnie. :)
    No, dużo mówić nie będę, ale... Faktycznie - Johann nie zachowuje się jakoś zanadto naturalnie, tak uważam...
    Co to ze sobą przyniesie? Zobaczymy. :)
    Czekam na następny! ;D
    Pozdrawiam. ;*

    P.S.: Zapraszam do siebie na: http://ucieklam-uciekam-bedeuciekac.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Cóż, trochę to dziwne, że akurat on i akurat ją poznał, ale może w ja jestem przewrażliwiona. XD Poza tym jej tata, co raz więcej pracuje... Mam nadzieję, że to się zmieni, bo przepracowanie też może nie wróżyć nic dobrego.

    OdpowiedzUsuń
  7. Dobry wieczór :*
    Jakie piękne cudo na mnie tutaj czekało <3 :D
    Czytam sobie z radością i czytam. I tak czytam dalej i czytam xd i nagle czytam Johann eheeheh xdd Japka mi się jeszcze bardziej wyszczerzyła XDDDD
    Przepiękny ❤
    Proszę mi tutaj nie marudzić <3
    Czekam na kolejny
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej!
    Przepraszam za lekki poślizg,ale przez egzaminy nie miałam kiedy tutaj zajrzeć. Mam nadzieję, że mi wybaczysz.
    Rozdział jest świetny! Nie martw się o te dialogi. Są dobrze napisane. :)
    Co takiego kombinuje Johann? Mam nadzieję, że niedługo się tego dowiem.
    Z niecierpliwością czekam na kolejny i dużo weny życzę.
    Ściskam. ;**

    OdpowiedzUsuń
  9. Wybacz mi to spóźnienie, ale w końcu jestem!
    Rozdział wspaniały! Nie wiem, czemu narzekasz na dialogi...
    Czyli na 100% chłopakiem od telefonu jest Johann. Ten Johann. Johann, który wyprzystojniał ^^ Oj, ciekawe jak to się rozwinie? Skoro już coś sugerował hahahah
    Nie trzymaj nas długo w niepewności!
    Czekam na kolejny
    Buziaki:*
    Verity

    OdpowiedzUsuń
  10. Hej!
    Przepraszam za spory poślizg, mam nadzieję, że mi wybaczysz. :)
    Super rozdział! Ja tam do tych dialogów nic nie mam, jak dla mnie nie masz na co narzekać. ;)
    No i w końcu pojawił się Johann. Oj, namiesza on w życiu Idy. Tego jestem pewna. Zobaczymy jak to się dalej rozwinie. :D
    Pozdrawiam cieplutko :*

    OdpowiedzUsuń