Stojąc na palcach przy nie do końca czystym regale, na najwyższej półce szukałam potrzebnego mi albumu. Niestety nie zostałam obdarzona wzrostem, lecz jakoś musiałam sobie z tym poradzić. Kiedyś miałam z tego powodu ogromne kompleksy, że w klasie zawsze jestem najmniejsza i mam problemy z dosięgnięciem w bibliotece książki, z pułki bez pomocy innych. Jednak po latach, przerodziło się to w zaletę, ponieważ uświadomiłam sobie, że małe jest piękne, i że nie liczy się tylko, wzrost lecz coś więcej.
- Może Ci pomóc.- zaśmiał się tata, przyglądający się moim poczynaniom.
- Radzę sobie.- odpowiedziałam przystawiając do regału krzesło.
Wertując książki, w końcu znalazłam obiekt moich poszukiwań. Przetarłam kurz z okładki i otworzyłam na pierwszej stronie. Mała pulchna dziewczynka z ogromnym uśmiechem na twarzy, ubrana w różową sukienkę, z ogromnym kapeluszem, zabranym mamie, na głowie. Grzywka przysłaniała jej cały świat, jednak za żadne skarby świata nie dawała się zaciągnąć do fryzjera. Pucułowate policzki błyszczały w blasku słońca. Obok niej, niski, chudy jak patyk chłopak. Z nieśmiałą mina i wypiekami na policzkach, trzymał brunetkę za rękę. Wyglądali zabawnie stojąc po kolana w wodzie, podczas wakacji nad morzem.
- Poznajesz?- zapytałam, ponownie siadając na sofie.- Tylko nie mów, że nie.- popatrzyła z teatralnym przerażeniem w oczach na twarz swego ojca, który zaczął się uśmiechać.
- Niemożliwe...- wyszeptał drapiąc się po głowie.
- Jak mogłeś go nie poznać?- zapytał z lekką pretensją w głosie.- Nawet po nazwisku...
- W Pucharze Świata skacze od niedawna, a wiesz, że przy mamie zajęcie się czymś innym niż nią, nie wchodziło w grę. Ale nie rozumiem, jak mogłem nie skojarzyć faktów...
- Co to życie z nami zrobiło...- westchnęłam cichutko.- Nie poznajemy nawet własnych przyjaciół. Jeszcze trochę i przestanę poznawać własną babcię...- patrzyłam w zdjęcie.
- Czasami trzeba zapomnieć o pewnej osobie, by następnie przypomnienie sobie o niej było najwspanialszą rzeczą, która nas w życiu spotkała.- powiedział, a na mojej twarzy zagościł uśmiech.
Czasami mam wrażenie, że ojciec minął się z powołaniem. Niektóre sentencje nie wskazują na zwykłego prawnika, lecz na doświadczonego pisarza. Zawsze dostrzegałam fakt, że on lepiej rozumie to co leży mi na sercu niż ja sama. Często dawał mi ogromne wsparcie w trudnych chwilach, których było wiele. Pamiętam, gdy nie mogłam poradzić sobie z chorobą mamy i z wielkim wyrzutem na cały świat zaczęłam głośno krzyczeć.
-Dlaczego dobrzy ludzie umierają?! Dlaczego?! Tyle zła jest na świecie, a moja kochana mama umiera! Ona jest mi potrzebna! Ma widzieć mój ślub, moje dzieci!
-Gdy zrywasz kwiaty zaczynasz od najpiękniejszych…- rzekł spokojnie.
Mocno mnie przytulił i długo nie wypuszczał z objęć. To on pomagał zrozumień mi pewne rzeczy. Tłumaczył, dlaczego czasami musi być tak, a nie inaczej. Dlaczego ludzie postępują tak, że inni muszą cierpieć, a drudzy są szczęśliwi. Dzięki niemu zrozumiałam pewne zachowania znajomych, pośród których przebywałam. Pokazał mi, że największe oparcie, zawsze mogę pokładać w Bogu. Dużo ze mną rozmawiał, wiedział o mnie wszystko. Mówiłam mu o moich miłościach, przyjaźniach, wątpliwościach, strachu. Przez niego wybrałam medycynę, a nie dziennikarstwo. Zawsze uważał, że ''mam potencjał na coś więcej niż pismaka''. Będąc wstydliwą osobą nie miałam zbyt wielkiej pewności siebie. Niekiedy rozmowa z drugą osobą sprawiała mi duże wyzwanie, któremu nie zawsze umiałam podołać. Widząc siebie tylko jako szarą myszkę nigdy nie zdecydowałabym się na zostanie lekarzem. Ojciec bardzo mi kibicował i robił wszystko bym dostała się na wymarzone studia.
Każdy student mający wykład dopiero o piętnastej, o tak wczesnej porze powinien jeszcze spać. Jednak dla zgubnej perfekcjonistki każda minuta dnia musiała być dokładnie zaplanowana. W moim życiu nie było miejsca na czas wolny. Coś takiego nie istniało. Nie umiałam leżeć na kanapie i nic nie robić. Perfekcyjnie ustalony grafik wisiał na tablicy korkowej, przyczepiony kolorowymi pinezkami. Stojąc przed nim jeszcze w piżamie zastanawiałam się czy odpowiednio go ułożyłam. Pomiędzy godziną jedenastą, a trzynasta, znajdowała się pustka, która pojawiła się nagle ze względu na odwołane zajęcia na uczelni. Zapisałam coś w luce, a później kreśliłam i tak w kółko, nie mogąc wymyślić żadnego sensownego zajęcia. Spacer? Strugi deszczu leją się z nieba. Nie ma szans na wytknięcie nosa za drzwi. Nauka? Mam na to przeznaczone trzy godziny, więcej nie potrzebuje. Oglądanie telewizji? Nie wchodzi w grę. Spotkanie ze znajomymi? Przez nagły wyjazd do Polski zerwałam wszelkie kontakty z kimkolwiek z Norwegii. Przejechałam ręką po włosach i westchnęłam ciężko wzdychając.
- Kochanie, wychodzę!- krzyk taty wyrwał mnie z głębokiego zamyślenia.
- Dobrze.- szepnęłam sama do siebie. Czytanie książek. Myśl pojawił się w mojej głowie, po czym szybko ją zapisałam. Był to dobry pomysł, zwłaszcza, że miałam pretekst do odwiedzenia biblioteki publicznej, do której niegdyś chodziłam codziennie. Pochłaniałam książki tonami. Gdy tylko miałam minute wolnego czasu sięgałam właśnie po lekturę. Czytałam głównie powieści sensacyjne, literaturę młodzieżową, a czasami nawet romanse. Nie cierpiałam powieści fantasy i science - fiction. Żadnych ,,Władców Pierścieni'' , ,, Kosogłosów'' , ,,Hibbitów'' i tym podobnych. Jedyną szkolną lekturą, której nie przeczytałam był właśnie ,,Hobbit'' i ,,Bajki robotów'' Stanisława Lema.
Zerkając na zegarek, stwierdziłam, że pora się ubierać. Pchnęłam lustro z białymi wstawkami służące mi za drzwi do garderoby i przeglądałam nienagannie wyprasowane rzeczy, które już wczoraj rozpakowałam. Zdążyłam powycierać kurze ze wszystkich szafek i rozpakować bibeloty, które przywiozłam z Warszawy. Jak na dziewczynę, szybko wybrałam strój. Nie miałam z tym większego problemu, ponieważ chwyciłam wszystko, co było koloru czarne i udałam się do łazienki. Po drodze znów słyszałam krzyki mamy. Powtarzałam sobie w myślach, że to tylko mój mózg bawi się ze mną w kotka i myszkę, lecz myśl, że może stać się jej jakaś krzywda dobijała mnie kompletnie. Nie umiejąc się opanować siedziałam na podłodze w łazience i co chwilę wycierałam łzy z policzków.
- Zdałam!- pisnęłam radośnie do telefonu, podczas rozmowy z ojcem. Mimo, iż mam już prawie dwadzieścia lat, dopiero niedawno zdecydowałam się zdać na prawo jazdy. Będąc jeszcze w Polsce miałam wielką ochotę zdawać w stolicy. Miasto znałam jak własną kieszeń i czułam się w nim pewniej. Jednak śmierć mamy pokrzyżowała mi plany i możliwe było to dopiero w Oslo. Rano byłam tak bardzo zdenerwowana, że pomyliłam autobusy, przez co spóźniłam się 10 minut. Organizm zareagował na to bólem brzucha, co nie pomagało mi podczas jazdy. Jednak instruktor był bardzo rozgadany, przez co uśmiech nie schodził mi z twarzy. Przez całą godzinę jazdy słuchałam jak to jego córeczka nie chce chodzić do przedszkola, on bardzo się tym przejmuje, ponieważ to najlepsze przedszkole w mieście że chciałby mieć kolejne dziecko, ale żona uparła się na jedno, że chce mienić swój samochód, bo jego obecny ma już piętnaście lat, a on potrzebuje nowego, że jutro jest umówiony do lekarza i nie przychodzi do pracy.
- Gratuluję! Wiedziałem, że dobrze Ci pójdzie.- cieszył się zarazem ze mną.
- Instruktor był bardzo śmieszny i chyba to mi pomogło.- uśmiechnęłam się pod nosem, czując, że ojciec robi to samo po drugiej stronie słuchawki.
- Dlaczego?- zapytałam nagle zatrzymując się na chodniku, przez co chłopak idący za mną wpadł na moje plecy. Rzuciłam tylko ciche przepraszam, nawet na niego nie spoglądając. Byłam święcie przekonana, że to jego wina, bo to on powinien patrzeć jak chodzi i czy ktoś nie stoi przed nim.
- Zapomniałem Ci wczoraj powiedzieć, jakoś tak wyszło.- mruczał pod nosem, przez co nie słyszałam do końca o czym mówił.- Za godzinę przyjeżdża kupiec. Ja nie mogę przyjechać, bo mam rozprawę, więc musisz się nim zająć.- mówił.
- No dobra.- dopowiedziałam jak najkrócej, by nie okazywać narastającego we mnie gniewu. Doskonale wiedział, że nie lubię niespodzianek. A szczególnie takich, gdy muszę spotkać się z drugą osobą. Ja musiałam przygotować się do takich spotkań. Ułożyć w głowie odpowiedzi na możliwe pytania, które mogą paść. Przewidzieć kilka swoich zachowań, które mogłyby być nie potrzebne lub nie na miejscu. W tym przypadku powinnam przestudiować projekt domu. Ile ma metrów? Ile ma lat? Jakie ma ogrzewanie? Jaki rodzaj dachu? Od kiedy zamieszkiwany? Na godzinę przed spotkaniem nie wiedziałam nic. Dodajmy, że droga do domu, w najlepszym razie wyniesie około 50 minut. Zaznaczając oczywiście w najlepszym razie. To była największa wada. Do centrum było strasznie daleko. Mimo, iż był w bardzo urokliwej okolicy, ponieważ niedaleko znajdowało się jezioro i las, dojazd do pracy, zajmował tacie godzinę. Dlatego postanowiliśmy go sprzedać i kupić coś z lepszą lokalizacją, aby ułatwić sobie podróż na uczelnię.
Rozłączyłam się i ujrzałam na przystanku stoi już autobus. Widząc, że drzwi zamykają się, zaczęłam biec. Coraz szybciej przebierałam nogami, ponieważ do pojazdu miałam jeszcze dobrych kilka metrów. Właśnie w takich przypadkach, żałuję, że mam aż tak krótkie nogi i brak mi kondycji. Dopadając zdyszana czerwony przycisk zaraz przy drzwiach, w ostatniej chwili nacisnęłam go, po czym drzwi szybko się otworzyły.
- Ida!- usłyszałam męskie wołanie, jednak nie reagowałam. W pośpiechu weszłam do środka przykuwając tym samym spojrzenie dwóch starszych pań, siedzących naprzeciw wejścia. Miejsc siedzących było mnóstwo. W zasadzie prócz tych pań, nie było nikogo. Usiadłam na samym końcu pod oknem.Autobus ruszyła, a ja zostałam z przekonaniem, że po ulicach Oslo chodzi dużo dziewczyn o takim samym imieniu i na pewno, w tym przypadku wcale nie chodziło o mnie lecz o kogoś innego. Wpatrując się w mijających krajobraz za oknem, modliłam się w duchu, żebym jak najszybciej dotarła do domu.
Wysiadając zerknęłam na zegarek. Dziesiąta pięćdziesiąt pięć, czy dokładnie pięć minut do spotkania. Raźnym krokiem ruszyłam do domu, do którego miałam dobre dziesięć minut. Nie było szans bym zdążyła. Cóż najwyżej nie zrobię dobrego, pierwszego wrażenia. Co chwilę spoglądając na zegarek dotarłam do domu w rekordowym czasie niecałych siedmiu minut. Przy drzwiach nie ujrzałam nikogo. Czując ulgę, wpadłam do mieszkania jak burza, od razu kierując się do gabinetu ojca. Dopadłam czerwone pudełko stojące na najniższej szafce, prędko zaczęłam je przeszukiwać. W końcu znalazłam wszelakie plany dotyczące naszego domu. Wszystkie potrzebne materiały zabrałam do salonu i położyłam na stole. Nadal dysząc usiadłam zaczynając je przeglądać. Zmuszałam swój umysł do zapamiętania jak największej liczby przydatnych w sprzedaży domu, rzeczy. Wertując kolejne kartki usłyszałam dzwonek do drzwi. Przez chwilę zamarłam w bezruchu po czym ułożyłam teczki w zgrabną kupkę i udałam się do wejścia. Robiąc kilka głębokich wdechów, otworzyłam je i zobaczyłam wysokiego, dobrze zbudowanego bruneta po trzydziestce, z zadbanym zarostem.
- Największą wadą tego domu jest centralne ogrzewanie.- poinformowałam schodząc po schodach.- Ludziom już nie chce się palić w piecu, więc wybierając gaz.
- Ten dom jest moim ideałem.- zaśmiał się Christian.- Czegoś takiego własnie szukam.- rozejrzał się po salonie.- Trochę starszy, na uboczu, z centralnym, duży.- wymieniał, a ja czułam, że sprzedaż domu szybko nam pójdzie i szybko będziemy mogli się wyprowadzić.
- Bardzo się cieszę, że Ci się podoba.- podczas zwiedzania domu, zdążyliśmy się poznać.
- A mogę jeszcze wiedzieć, dlaczego go sprzedajecie?- zapytał.
- Po prostu chcemy coś bliżej centrum. Codziennie dojazd na uczelnie zajmuje mi ponad godzinę, więc to mi się nie uśmiecha.- lekko się skrzywiłam, zdając sobie sprawę z tego, jak rano niekiedy będę musiała wstać, by zdążyć na siódmą rano, na wykład.
- Rozumiem.- pokiwał głową.- Cóż, ja pracując w większości w domu, jestem bardzo zadowolony będąc z dala od tego zgiełku.- spojrzał na mnie.- Ja jestem na tak, ale ostateczny głos w tej sprawie ma moja narzeczona. Będę chciał pokazać jej dom i dopiero wtedy podejmiemy decyzję. Możemy wpaść jutro?-zapytał z iskierkami w oczach.
- Oczywiście.- uśmiechnęłam się wiedząc, że już mamy go w garści.
- W takim razie bardzo dziękuję za oprowadzenie i do jutra.- posłał mi, już kolejny tego dnia, ciepły uśmiech i skierował się do wyjścia.- Zadzwonię do Christiana w sprawie godziny. Na pewno cię poinformuje o szczegółach.
- Jasne. Do zobaczenia jutro.- odwzajemniłam uśmiech i zamknęłam drzwi. Chcąc zadzwonić do taty, że kupiec jest już prawie przekonany, sięgnęłam do kieszenie po telefon, jednak go tam nie znalazłam.
***
Witam :*
Wiem, że rozdział miał pojawić się dopiero jutro, ale dziś są moje urodziny i mam taki dobry humor, że nie zdoła go popsuć nawet sprawdzian z chemii i dwie matmy :)) Rozdział nudny - wiem... Następny w sumie też, ale już bardziej konkretny, bo ten to ni konkretu, ni akcji, ni co... Wybaczcie :(
Mam nadzieję, że u Was wszystko w porządku i też macie taki super dzień jak ja :D
Pozdrawiam cieplutko :*
Wasza Paula S.
WIĘCEJ KOMENTARZY = LEPSZE ROZDZIAŁY DLA WAS!
Sto lat, sto lat, Kochana! ;* Wszystkiego najlepszego! <3
OdpowiedzUsuńRozdział - mnie osobiście przypadł do gustu, naprawdę. :))
Powoli wkręcamy się w opowiadanie. :) Czuje się już ten klimat! :D
Końcówka - intrygująca!
Kochana, wybacz ten nieskładny komentarz, ale jestem już tak zmęczona, że nie mogę więcej napisać, oprócz tego, że byłam i bardzo mi się podobało! ;*
Buziam! ;*
Wszystkiego najlepszego! Sto lat!
OdpowiedzUsuńTen rozdział wcale nie jest nudny. Coś się w nim dzieje. :)
Ogólnie to bardzo mi się spodobał. Jest genialny!
Czyżby ten chłopak, który przez przypadek wpadł na Idę to Johann? I to on ją wolał? I to on ma jej telefon? Takie wnioski wyniosłam po przeczytaniu i krótkim przeanalizowaniu rozdziału.
Z niecierpliwością czekam na kolejny i dużo weny życzę.
Buziaki. ;*
Cześć!
OdpowiedzUsuńPo pierwsze, spóźnione, ale wszystkiego najlepszego! :*
Ida zgubiła telefon i pewnie znalazł go tej ktoś, kto ją wolał...
Dobrze mieć takiego potencjalnego kupca, który kupuje dom praktycznie od razu. Dla nich to dobrze. Bliżej centrum, lepszy dojazd, nowy rozdział w życiu.
Rozdział na plus duży 😄
Czekam na kolejny 😃
Buziaki :*
słowa jej taty o tym zapominaniu jest taki... aż nie wiem, jak go określić! cudowny? możliwe.
OdpowiedzUsuńoh, myślę, że nie tylko to mieszkanie na uboczu jest powodem sprzedania domu... na pewno tak nie jestt.
czekam na kolejny!
Cudowne słowa wypowiedział jej tata o tych kwiatach. Zresztą, bardzo go polubiłam czytając początek tego rozdziału. :)
OdpowiedzUsuńSprzedaż domu to często początek wielu zmian.
Rozdział czytałam na raty, ale przeczytałam i szczerze - podobał mi się:-) .
OdpowiedzUsuńCiekawe gdzie Ida posiała telefon i kto go znalazł, bo pewnie tak się stało.
Trochę szkoda, że muszą sprzedać swój dom :-(
Czekam na kolejny rozdział!
Pozdrawiam i życzę spóźnione Sto lat!
Wszystkiego najwspanialszego :)
OdpowiedzUsuńRozdział świetny :) lekki język, czytało się naprawdę przyjemnie :) Ale z główną bohaterką bym się nie dogadała, gdyż przeczytałam wszystkie książki, które ona wymieniła :D
Ojca ma super! To było piękne o tych kwiatach.
Naprawdę fajnie się zaczyna :) Ciekawe kto znalazł jej telefon.
Pisz szybko nexta!
Pozdrawiam gorąco :*
Spóźnione wszystkiego najlepszego! Spełnienia marzeń, zdrowia, szczęścia i weny :D
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział. Bardzo przyjemnym językiem piszesz.
Mądrego ma tatę, to na pewno ułatwi jej pogodzenie się choć częściowo ze stratą.
Co do książek akurat w większości się zgadzam, ale zorganizowania to jej szalenie zazdroszczę!
Telefon... Czyżby? Trzymasz w niepewności!
Pozdrawiam :)
Bardzo przepraszam za poślizg!
OdpowiedzUsuńNo i wszystkiego najlepszego! (spóźnione, ale szczere:*)
Coś mi się wydaje, że ten głos wołający jej imię jeszcze się tu pojawi :) Dobrze, że Ida ma takie oparcie w ojcu, w sumie w dzisiejszym zagonionym świecie jest coraz mniej tak opanowanych i rozsądnych osób. Jestem ciekawa co będzie z tym domem no i jak akcja się dalej rozwinie :)
Czekam na dalszy ciąg i serdecznie pozdrawiam
Verity
fresh-start-for-broken-souls.blogspot.com
udowodnie-ci.blogspot.com
Witam! Nie ma co narzekać, rozdział świetny :)
OdpowiedzUsuńChyba się domyślam, kim może być ten znajomy głos i w jakiej sprawie koniecznie chciał zatrzymać Idę ;)
Zgubiony telefon... Brzmi jak początek wspaniałej znajomości :D
Czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam i weny życzę! :))
Spóźnione, ale szczere wszystkiego najlepszego ❤❤ :))
OdpowiedzUsuńRozdział cud, miód, malina <3
Wcale nie nudny! Zaciekawiłaś mnie tą wołającą Idą XDD
Czyżby to był mój wspaniały J? :D
(Jagoda ogarnij się xd) csii ja nie mówię wcale do siebie xdd boże jaka ja jestem głupia .. Xddd
Dobra, już dobra xdd ogarniam się XD
Przepiękny ❤❤❤❤
Z niecierpliwością czekam na kolejny <3
Buziaki :***